|
Widzisz wypowiedzi znalezione dla zapytania: skutki rozwodów
Temat: jak wyglada ROZPRAWA ROZWODOWA ??? prosze o pomoc
rozwod To jest odpowiedz dla dziewczyny,ktora sie rozwodzi wkrotce, autorki pierwszego
listu.
Rozprawa rozwodowa nie jest niczym przyjemnym, ale do przezycia. Mozesz nie
zgodzic sie na rozwod, mozesz rozwazyc separacje. W ten sposob pokrzyzujesz
plany rywalce, bo bedzie go miala, ale bez mozliwosci zawarcia malzenstwa.
Ale musialabys byc silna, zeby zawalczyc o to. Beda Cie pytac o to wszystko co
juz tu zostalo napisane i czy go jeszcze kochasz. to jest najtrudniejsze, wiec
gdy chcesz separacji, mow ze kochasz i czujesz sie porzucona i pokrzywdzona, a
jesli chcesz rozwodu mow ze tak cie zranil,ze juz go nie kochasz.
wazne jest z czyjej winy rozwod nastepuje, bo wiaza sie z tym zobowiazania
finansowe twojego meza wobec Ciebie. Jesli Twoja sytuacja pogorszy sie na
skutek rozwodu sad moze Ci przyznac alimenty, a nawet jesli teraz nie pogorszy
sie to mozesz domagac sie ich w przyszlosci. W wypadku,gdy rozwod nastepuje bez
orzekania o winie nigdy nie bedziesz mogla uzyskac alimentow.
Placenie Ci alimentow, z pewnoscia pogorszy nastroj Twojej rywalki i obnizy
atrakcyjnosc nowego nabytku jakim jest Twoj maz. Ale to radzilabym tylko wtedy,
jesli jestes wojownicza i zdecydowana walczyc.
Cos mi sie zdaje z Twojego listu, ze jestes raczej w stanie szczatkowego
zadowolenia z zycia, wobec tego, pewnie nie jestes w stanie walczyc.
Ale nie poddawaj sie jak owca, bo mozesz wiele stracic.
wszystko zalezy od tego w jakich ukladach jestes ze swoim ( jeszcze) mezem .
W tej sytuacji,gdy mu na rozwodzie zalezy, moglabys dojsc do porozumienia w
sprawach majatkowych. Przede wszystkim po polowie wszystko, tu nie ustepuj.
I najlepiej od razu spiszcie podzial majatku u notariusza. bo potem gdy sprawa
sie odwleka on moze zmienic zdanie i umowy nie dotrzymac, jesli ja tylko
spiszecie miedzy soba, bo to jest tylko swistek papieru bez zadnej mocy
prawnej. radzilabym - w przypadku gdy chcesz rozwodu - spisać wszystko u
notariusza jeszcze przed rozprawa. Jesli natomiast nie chcesz rozwodu i
zgodzilabys sie na separacje ( nie wiadomo, czy sad bedzie chcial ja orzec w
sytuacji gdy jest juz dziecko - to ustanowcie sobie rozdzielnosc majatkowa.
Wtedy wszystko co ty zarabiasz bedzie tylko Twoje. Zalozmy, ze rozwod nie
nastapi szybko, to sam fakt ze on mieszka z inna nie znosi wspolnoty majatkowej
miedzy wami, wiec to co Ty zdobedziesz czy tez zdobylas w tym okresie jest w
polowie jego.
W sprawie mieszkania przede wszzystkim musicie sie dogadac. Wez sobie ze
spoldzielni zaswiadczenie o wartosci mieszkania ( jest z reguly duzo nizsza niz
cena rynkowa). wazne jest to wszytsko dlatego, ze sad nie orzeka w sprawach
majatkowych! Tylko orzeka rozwod. pamietaj o tym, bo jakkolwiek jestes teraz
nieszczesliwa, nie daj sie ograbic.
pozdrawiam Cie serdecznie, trzymam kciuki i wierze ze dasz sobie rade, jak
tysiace kobiet przed Toba. To jest przykre, ale to jeszcze nie jest katastrofa
zyciowa. Mozna sie pozbierac i zyc dalej a nawet ( po jakims czasi) lepiej.
klase czlowieka poznaje sie nie po tym jak upada, tylko jak sie podnosi. A Ty
sie podniesiesz godnie.
Caluje
Dora
Spisz sobie na kartce czego dokladnie chcesz i wybierz odpowiedznia strategie
postepowania.
W Twojej sytuacji wszystkie reakcje sa prawidlowe, zarowno poczucie
bezsilnosci, jak i wscieklosc, nienawisc, smutek itp. Wiec jakiekolwiek masz
objawy - wiedz,ze przemina. dwa-trzy lata. tyle sie zazwyczaj podobno cierpi.
Ale kazdy przezyty dzien oznacza, ze z tych dwoch lat masz o jeden dzien mniej.
tak mi w takiej sytuacji kiedys ktos madry powiedzial. I sprawdzilo sie.
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: stan cywilny a nowy związek?
Czy chcesz rozwodu, czy tez nie, to Twoja sprawa i Ty sama wiesz najlepiej, co
dla Ciebie dobre
:-))
Kwestia kosztow sadowych : wg uznania sedziego, ale masz racje, to moze byc
kilka tysiecy (bo to takie niepisane "prawo", ze bierze sie miesieczna pensje
do tego oczywiscie koszty adwokackie (tez...conajmniej kilka tysiecy, w
zaleznosci od ilosci terminow i od orzekania (badz nie) o winie
Alimenty :
a) na rzecz dziecka : kazde z rodzicow ma obowiazek lozyc na rzecz dziecka -
zawsze i w zaleznosci od wysokosci wlasnych zarobkow (liczy sie tez kto
wychowuje - bo wtedy poswieca czas, ktorego nie moze spozytkowac na prace
zarobkowa)
a) na rzecz wspolmalzonka :
- jesli rozwod zostal orzeczony bez orzekania o winie - to przez piec lat od
daty orzeczenia rozwodu kazdy ze wspolmalzonkow moze wystapic o alimenty na
swoja rzecz - jesli...znajduje sie w niedostatku, tzn.biedzie, nedzy i sam nie
jest w stanie sie utrzymac (np.wypadek, kalectwo, choroba)
- jesli rozwod jest orzeczony z winy jednego malzonka (baaaardzo trudno o taki
rozwod, bo jesli sad uzna, ze jedno jest winne w 99%, a drugie w 1% - to orzeka
rozwod z winy OBOJGA - bo sad nie kladzie winy na wadze :-)) - to malzonek
winny ma obowiazek placenia alimentow malzonkowi niewinnemu, jesli na skutek
rozwodu znacznie pogorszyla sie jego sytuacja zyciowa - np.kobieta(lub
mezczyzna - tzn.strona niewinna) nigdy nie pracowala, zyla dostatnio, a po
rozwodzie pracuje i zarabia..1.000pln - to malzonek winny musi dolozyc, jakby
wyrownac standard
lub jesli strona niewinna jest w niedostatku (biedzie) i NIE MOZE zarobic na
siebie
Jesli rozwod jest z winy obojga, to na obojgu ciazy tego typu obowiazek
alimentacyjny
ale....
alimenty na rzecz dziecka, to kwestia oczywista - sad orzeka (na ogol za malo)
natomiast alimenty na rzecz wspolmalzonka tak naprawde trudno jest uzyskac -
trzeba naprawde miec trudna (i to udowodnic) sytuacje, byc chorym itd, bo jesli
kobieta (lub mezczyzna) moze pracowac, to odsylaja ja za zwyczaj z kwitkiem
Kwestia mieszkania :
w sprawie rozwodowej mozena "dzielic majatek" - ale wtedy, gdy podzial jest
ZGODNY - gdy miedzy malzonkami nie ma konfliktu w tej kwestii
Jesli problem jest, to podzial musi odbyc sie na oddzielnej sprawie "o podzial
majatku" i wtedy obowiazuje wpis sadowy (ok.8% wartosci majatku), a na koniec
sad zyczy sobie...czesto jeszcze troche, poza tym oczywiscie adwokat!
W kwestii kosztow adwokackich : zasada sadowa jest taka : ktowygrywa sprawe,
ten wygrywa koszty tzn.ten, ktory wygral sprawe moze domagac sie zwrotu
poniesionych kosztow adwokackich, ale....
w sprawach rozwodowych i o podzial majatku sad (za zwyczaj, bo nie zawsze0
znosi koszty tzn.kazdy placi swojemu adwokatowi
a Tobie radzilabym (jesli moge) - jesli nie zalezy Ci na rozwodzie -
postawic mu warunki (jak slusznie robisz)
- rozwod z jego winy
- on placi koszty sadowe i adwokackie Twoje (no...prosta sprawa, 2.000,-pln)
- sad w sprawie rozwodowej orzeka w kwestii mieszkania (orzeczenie sadu ma
wartosc aktu notarialnego)
pozdr
xyz:-))
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: Czy któraś z was odeszła od męża?
Tato - nie licytjmy się. Dla twojej wiadomości - nie tylko malowałam ściany,
okna, ale i robiłam inne "męskie" naprawy w domu. Po prostu na mnie spadła
znakomita większość obowiązków. Począwszy od zarobienia na rodzinę. I rzecz
jasna inaczej by to wyglądało, gdybym w czymkolwiek mogła liczyć na pomoc. Ale
nie mogłam choćby w głupiej sprawie. Nawet nie przyszłoby mi do głowy, żeby
liczyć na pomoc męża, jak poprosiłam o zrobienie zakupów, to połowy nie kupił,
chleba nie było a pójście do innego sklepu nie wpadło mu do głowy. Kiedy np.
robiłam przedświąteczne porządki w 8 miesiącu ciązy i poprosiłam męża żeby zmył
podłogę, bo ja po prostu nie mogę z takim brzuchem, to mi powiedział, że
przecież mogę wziąć szczotkę na długim kiju... no niby istotnie. Jak
poprosiłam, żeby załatwił pewne zaświadczenie w urzędzie, i dałam mu precyzyjne
wytyczne - adres, piętro, numer pokoju, nazwisko pani to wrócił z niczym,
bo .. "pani kazała napisać podanie". Według mnie normalnemu dorosłemu
człowiekowi przyszłoby do głowy, żeby poprosić panią o kartkę papieru i od ręki
napisać "proszę o wydanie zaświadczenia xxx, data, podpis". Jedno zdanie!!! to
niestety przekraczało zdolności mojego eksa... i jak ja miałam traktować gościa
jako partnera skoro zachowywał się jak duże dziecko, które trzeba prowadzić za
rączkę na każdym kroku?
U nas nie było podziału na męskie i babskie czynności. U nas był podział
znacznie prostszy - ja obowiązki, on prawa. Bo on ma prawo wyjść z kolegami, on
ma prawo wydać SWOJE pieniądze tak, jak mu się podoba itd. Ja swoich nie
mogłam, bo ktoś musiał zrobić zakupy i opłacić rachunki. I na "moje" rzeczy już
nie starczało. Pamiętam jak przy zarobkach dużo powyżej średniej krajowej
przeliczałam cenę nowych skarpetek na dekagramy wędliny... i rzecz jasna
dochodziłam do wniosku, że moge się bez nich obyć. Kiedy po rozwodzie
zamieszkałam sama, to nie dość, że wystarczało mi jakoś na wszystko, to byłam w
stanie spłacać jeszcze miesięcznie po 1000 zł pożyczki. A to był '96 rok...
kiedy mieszkałam z mężem, to rzedko kiedy zostawały mi jakieś pieniądze...
Tato malolata - po badaniach psychologowie odkryli, że dzieci przeżywają skutki
uboczne rozpadu rodziny tak samo, w sytuacji kiedy rodzice formalnie są razem,
ale emocjonalnie są sobie obcy. Wniosek z tego taki, że bycie pod jednym dachem
wcale dzieciom nie służy, jeśli relacje między rodzicami są złe. I w takiej
sytacji rozwód jest wyborem mniejszego zła. Moja córka ma rodziców w gruncie
rzeczy życzliwie do siebie ustosunkowanych, żadne z nas nigdy nic złego o
drugim nie mówiło, gdybyśmy byli razem to miałaby na codzień obraz wiecznych
kłótni i nienawiści wyzierającej z oczu... Ja nie potrafię chować urazy do
nikogo, do eksa też nie mam. Może słowo "przyjaźń" jest w naszym przypadku za
duże, ale nasze kontakty są naprawdę dobre. Wybaczyłam mu i odcięłam się od
złych rzeczy - ale fakt, że wybaczam nie oznacza odrodzenia uczuć. A przecież
na wybaczeniu się nie kończy. Trzeba z tym człowiekiem żyć nadal, sypiać z nim -
jak? skoro stał się bardziej obcy niż facet z ulicy?
Nie ma wielkiego sensu utrzymywać coś na siłę. I wbrew twojemu przekonaniu
życie samotnej matki nie jest usłane różami i nie tak łatwo podjąć decyzję o
odejściu. Mi to zajęło ze 2 lata szarpaniny. A zupełnie inną sprawą jest to, że
jakimś cudem oboje stanęliśmy na wysokości zadania i udało nam się
zminimalizować skutki rozwodu dla córki. Bo oboje ją kochamy. Nie wiem, czemu
twoja była jest tak skrzywiona, jeśli chodzi o te spotkania. To nad tym
powinniśmy deliberować.
A swoją drogą - czy zauważyliście jak mało jest literatury na temat stosunków z
dziećmi po rozwodzie? w księgarni pełno książek, a na ten temat jakoś nic - a
jeśli już jest, to raczej na innej płaszczyźnie (jak dorośłe dzieci wychodzą z
porozwodowej traumy - ale w tych ksiązach opisywane historie dotyczą sytuacji,
kiedy ojciec zniknął z życia dzieci). Powinno się więcej pisać na temat
sytuacji dzieci, ich potrzebach, sposobach złagodzenia tych przeżyć itd.
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: moje dziecko juz placi za swoich rodzicow...:(
Mysha
Oj, wybacz ale pierwszy raz kogoś na forum opierniczę.
Ty katujesz psychicznie swoje dziecko.
(Kilka chwil mi zajęło zrozumienie tego - ale tak jest.)
Chłopak potrzebuje kontaktu z ojcem - a wy (więc i Ty) mu rozwalacie rodzinę.
Powstaje w nim pustka emocjonalna.
DZIWIŁBYM SIĘ gdyby tego nie odreagował.
Mały jak najbardziej reaguje prawidłowo - nie tłumi w sobie tego co musi w
jakis sposób ujść na zewnątrz.
Emocji nie można tłumić,
i nie można oczekiwać od dziecka że poradzi sobie z nimi jak dorosły człowiek
(na kozetce u psychoterapeuty)
On POTRZEBUJE ojca.
Jak bardzi Ci to jeszcze musi uzmysłowić, jak ostro??!!!
Jeśli nie chcesz aby to się powtarzało - przyciągnij mu ojca (choćby za kudły,
siłą, bo dziecko w stres wpada - bo nie może zaspokoić potrzeby obcowania z
ojcem przez tak krótki moment).
Ty w ogóle nie rozumiesz swojego dziecka,
jeśli za to że wyrzucił z siebie na zewnątrz pustkę emocjonalną dałaś mu w
piernicz.
Następnym razem się będzie bardziej zamykał w sobie, tłumił emocje - i to jest
krzywdzenie dziecka.
A Ty coraz trudniej bedziesz rozpoznawała jego problemy.
Proszę Cię - przeproś swojego synka jak najszybciej.
Nie tłumacz. Nie zasłaniaj się pogodną miną.
To nie Ciebie trzeba tu pocieszać.
Jesteś współwinna. I mały to prawidłowo czuje.
Inaczej - zacznie między wami się coraz większa przepaść.
> tatus zazyczyl sobie ze mam sie wyniesc i zostawic mu dziecko hahahah.debil!
Jeśli chodziło o to że na czas odwiedzin do dziecka (kilka godzin)- to dla
spokoju dziecka musisz to zrozumieć.
Doprowadziliście do takiej sytuacji że ojciec jest przy Tobie skrępowany i nie
umie już przy tobie zachować swobody kontaktu z dzieckiem. Nie mów że nie
jesteś współwinna.
Jeśli mały lubi ojca to znaczy że czuje się przy nim bezpieczny - to możesz ich
zostawić na jakiś czas samych.
A jak się boisz odejść dalej to stój za drzwiami.
Ale pozwól im na swobodę, a nie rób za psa ogrodnika.
Jeśli ojciec jest przy Tobie skrepowany - to nie debil, tylko pewnie sama
nieraz dałaś mu w kość
(sama przyznajesz że oddałaś agresywnie dziecku)
Ale jeśli będziesz walczyła o swoją rację - to tak się będą kończyły kolejne
sytuacje.
Czy chcesz walczyć o swoją rację takim kosztem? Kosztem emocji, rozstroju
dziecka?
A ktoś wczoraj na innym wątku pisał że negatywne skutki rozwodu na dziecku to
perelowska propaganda?
Mysha, Ty się ciesz że mały ma szanse w ogóle mieć ojca, że ojciec chce znać
małego.
Mały nie płaci za rodziców.
Płaci za ich głupotę - to duża różnica, bo to jest jeszcze w jakimś stopniu do
odkręcenia.
Jezu, o czym my tu gadamy???
Dziecko nie wyrabia psychicznie, a my pocieszamy matkę??
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: tata
A ja uważam, że Twój głos jest tu ważny. Bo ja cały czas myśle o tym, jak
dzieciom zminimalizować skutki rozwodu i MOJEGO odejścia od ich ojca. Prawda
jest taka, że ja nie jestem w stanie z nim wytrzymać - mieszkać pod jednym
dachem, mieć z nim cokolwiek wspólnego. Na razie i przebaczyć mu nie umiem - a
może i sobie, bo po raz pierwszy uderzył mnie grubo przed ślubem, więc DLACZEGO
ZA NIEGO WYSZŁAM??? Dlaczego urodziłam JEGO dzieci??? Chyba kochałam go do
szaleństwa, ale głupio. I już on się postarał, żeby mi przeszło.
Dlatego rozumiem, że pewne cechy Twojego Ojca mogły byc dla Matki niewybaczalne
i nie do zaakceptowania.
Ale...
Po moim odejściu, kiedy do mojego byłego męża dotarło, że został SAM, nagle
zauważył, że ma dzieci! Wcześniej, jak przyjeżdżał do domu na tydzień -
pracował w innym mieście i kategorycznie odmówił, żebyśmy tam wszyscy
mieszkali - przeszkadzaliśmy mu w karierze - to brał wędkę i szedł na ryby albo
odsyłał dzieci do mamy, ewentualnie wysyłał mnie z nimi na wakacje (nudził się
z nami). Teraz jest inaczej:
Mieszka 320 km od dzieci. Może przyjechać kiedy chce, może zabrać dzieci - no,
ale nie ma za co, no i praca. Ja nie powiem - przyjeżdża, zabiera. Ale to, że
nie jest łatwo, że wszystko nie jest podstawione pod nos motywuje do większego
wysiłku. Już nie mówi, ze dzieci są źle wychowane, tylko ROZMAWIA z nimi.
Właśnie spędzają z nim 3/4 wakacji i myślę, ze ich więzi będą z roku na rok
mocniejsze i dojrzalsze.
A jak będą chciały z nim zamieszkać? Ja wyniosłam się do pracy na odludzie, być
może przeprowadzę się do jeszcze większej głuszy, u niego będa miały lepsze
warunki edukacyjne. Nie sądzę, żeby tego chciały - są od urodzenia bardzo ze
mną związane, choć jestem matką coraz bardziej wymagającą i "dyscyplinującą"
(role się odmieniły!!!). Ale kiedyś - średnia szkoła, studia. Ja tam o swój
kontakt z nimi będę umiała zadbać.
Natomiast wiem, że matce może być trudno ZAUFAĆ ojcu dziecka, jeśli ją
skrzywdził, i jeśli on nawet nie próbuje upewnić jej, że jest odpowiedzialny i
naprawdę potrafi dzieckiem się zaopiekować (mój to robi na spółkę z rodzicami,
więc jestem spokojniejsza!). Ono - dziecko - nie jest jej własnością, ale ona
czuje się za nie całkowicie i samodzielnie odpowiedzialna - i stąd boi się
popełnić głupoty i narazić je na skrzywdzenie bądź zaniedbanie. Dziecko, to nie
zabawka służąca do rozgrywek między nami, dorosłymi.
Podsumowując - Twój głos jest ważny. Oczywiście, większość matek tutaj ma inne
problemy - rodziciele ich dzieci nie chcą ani opieki, ani współwychowania, ani
nawet współłożenia na własne dziecko. Ale jest procent matek targanych
wątpliwościami, są i takie, które nie bardzo chcą i potrafią zaufać, bo się
sparzyły.
Mój ex nie bardzo chce współutrzymywać ( do 150 zł na dziecko się zgodził). Ale
chce w ich życiu być i wychowywać. I JA TO WYKORZYSTAM DLA DZIECI I DLA SIEBIE!
No bo w końcu muszę mieć czas, zeby na nie zarobić, no nie?
Moje Robaki:
forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=621&w=26013313
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: Jak się zabrać do rozwodu?
Ciesze sie babciu że zabrałaś głos.
Bo mądrze miejscami mówisz. A najmądrzejsze jest to:
> Ale są gorsze "zła" i następstwa zaniechania rozwodu koniecznego.
> morderstwa, ciężkie okaleczenia, samobójstwa
Więc mam nadzieję, że w tym jesteśmy zgodni - o ile nie ma realnej (a nie wydumanej) groźby takich sytacji jak wymieniłaś, to jednak rodzina zasługuje na podjęcie ratowania, aby przetrwała razem.
> Utrzymywanie złego małżeństwa za wszelką cenę jest błędem
Ja też uważam, że nic za wszelką cenę.
Tylko że w zgiełku własnych emocji jesteśmy skłonni obniżać poprzeczkę dla pojęcia: "za wszelką cenę" "sytuacja konieczna".
Takie nadużycia dotyczą zarówno kobiet jak i mężczyzn.
> (tym bardziej, że Swiat zmierza w kierunku:coraz mniej małżeństw...)i
No chyba tego nie pochwalasz???
To chyba nie jest wzór godny naśladowania, co????
> znam dzieci z małżeństw rozwiedzionych, tzn.rodzice mieli kilkoro dzieci,
> najstarsze wychowały się w "pełnej" rodzinie, najmłodsze już w rozwiedzionej;
> i to te najmłodsze są swobodne ,odważne, przebojowe- a te starsze chore,
> lękliwe, z kompleksami....
To kompletnie błędny argument.
Taka jest częsta specyfika normalnego rodzeństwa - że to najmłodsze jest najbardziej luzackie, przebojowe, odważne, a te starsze są bardziej poważne i zakompleksione. Do dotyczy rodzin niezależnie od stanu razem a osobno.
Masz babciu zbyt duże inklinacje do propagowania rozwodów - taki argument to naciągactwo.
> czasem nastolatki "rozwodzą" swoich rodziców (albo z domu ucieknę-szantażu
> ją, lub to robią , zwłaszcza w domu z chorobą alkoholową).
Moja exia pochodzi z domu z choroba alkoholową.
Dość dobrze ją poznałem i jej problemy rodzinne, ale nigdy taka chęć się u niej nie ujawniła.
Poza tym, niemniej dramatyczna sytuacja jest gdy dziecko rozwiedzionych rodziców stara się ich scalić. Próbuje aby rozwiedzieni rodzice siedzili przy nim blisko razem.
Przeżyłem to, gdy córka na siłę próbowała posadzić niewzruszoną moją b.Panią obok mnie. Matka miała te potrzeby córki głęboko w d.....
Dlatego mogę tylko prosić Zebrę - by oszczędzić dziecku takiej sytuacji.
To naprawdę bolesne przeżycie.
> Ps.Znam wiele rozwiedzionych kobiet.W tym 1-2, które nie są pewne, czy dobrze
> z robiły.Multum pozostałych uwaza tę decyzję za najlepszą z możliwych.
Więc te 1-2 staraja się jeszcze mysleć, dostrzegać destrukcyjne skutki rozwodu. Reszta wybrała "grubą kreskę". Ta "gruba kreska" niestety niszczy także życie dziecka.
_________________
Bądź jak zegar słoneczny. Odmierzaj tylko pogodne godziny...
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: koszty utrzymania 5-ciolatka
ćwiczę to już niestety drugi raz, więc opowiem krok po kroku:
- chowasz fałszywą dumę do kieszeni i konstruujesz dużą tabelkę.
W tabelce jest mnóstwo rzędów i kilka kolumn. Kilka kolumn jest dlatego, że
niektóre rzeczy trzeba liczyć w skali jednego dnia (np. bułki), inne tygodnia,
miesiaca, roku, a nawet 5 lat (np. remont pokoju dziecka czy zakup tostera, z
którego jada grzanki).
Kolejne kolumny na wpisanie ilości (np. bułki - 3 szt., mieso - o,5 kg, dżem - 1
słoik itp.) oraz kosztu (np. dżem - 1 słoik - 3,49 zł). W ostatniej kolumnie -
przeliczona kwota za daną pozycję na miesiąc (ważne!)
W rzędach umieszczasz wszystkie możliwe pozycje i jesteś w tym do bólu
skrupulatna i drobiazgowa. Dzięki temu wszystkie strony dowiedzą się np. że na
samo tylko mleko trzeba wydać 60 zł/mies., a na bułki - 30/mies. na jedno
dziecko, co już razem daje stówkę.
Rzędy uporzadkowane są w działach, np.
- żywność [tu wpisujesz wszystko to, co powinno jeść dziecko w danym wieku (a
nie tylko to, co jakimś cudem w Waszej trudnej sytuacji umożliwiło mu przeżycie
ostatniego pół roku) i w takich ilościach, jakie są mu potrzebne]. Pamietasz, że
ma także prawo zjeść czasem czekoladę, drożdżówkę czy cukrowego zająca na
Wielkanoc. Szacujesz, ile zjada masła tygodniowo, ile pieczywa dziennie, ile
owoców, warzyw, wędlin...
- odzież - zwykle sezonowo lub w skali roku - np. buty typu adidasy: 4 pary
rocznie (dwie na wiosnę, dwie na jesień, bo wyrasta). Kalosze - 1 para. Zimowe:
2 pary (gdyby przemokły musi być zapas ). Podobnie kurtki, kombinezony,
spodnie. Ceny średnie ze sklepu za ciuchy nowe (dziecko ma prawo nie chodzić w
szmateksie).
- środki czystośći - licz, licz ile pasty zużywa miesięcznie, ile mydła, ile
proszku do prania, ile potrzebujesz płynów do mycia podłóg i odplamiaczy.
- pomoce szkolne, podreczniki (nowe), zielona szkoła, wycieczki i składki
klasowe, bilety autobusowe. Zabawki.
- przedszkole lub opiekunka, jeśli pracujesz lub chciałabyś pracować (a raczej
chyba musisz)
- święta - szczególne menu + prezenty. Prezenty urodzinowe, imieninowe i na
dzień dziecka.
- wakacje! - dziecko ma do nich prawo, przynajmniej raz w roku.
- lekarstwa - orientacyjny koszt kwartalny lub miesięczny, w zależności od
kondycji dziecka i jego odporności.
- zajęcia dodatkowe, zwłaszcza te, na które dziecko już uczęszcza (poziom życia
nie powinien dziecku się na skutek rozwodu obniżyć) lub wskazane przez lekarza
(logopeda, gimnastyka korekcyjna, rehabilitacja itp.)
- koszty okazjonalne, ale znacznie i niezbedne - typu: remont raz na kilka lat,
kupno nowych mebli, bo ze starych wyrosło, kupno nowej lodówki albo pralki itp.).
- i wreszcie - koszty eksploatacyjne mieszkaniowe - prąd, woda, gaz, telefon i
internet (jeśli korzysta).
Jak to sie podliczy, to wychodzi ok. 2000 na miesiąc!!!, Tak, tak, też zaczełąm
się zastanawiac jakim cudem moje dzieci żyją i nie głodują. Ale tym, ze kwota
powala, nie przejmujesz się, bo masz wszystko rzetelnie wyliczone. Upierasz się
przy niej, nawet jesli sędzia pada ze zdumienia (a moje nie padały). Pamietasz o
tym, ze nie musisz tej kwoty dzielić we wniosku alimentacyjnym "po połowie"
miedzy Ciebie i tatusia. Podziel ją odwrotnie proporcjonalnie do czasu, w jakim
każde w Was sprawuje opiekę nad dzieckiem i jest za nie odpowiedzialne. Pamiętaj
- obowiązek alimentacyjny w myśl kodeksu rodzinnego to nie tylko kasa, ale i
osobiste starania, opieka i wychowanie (!) i możesz wnioskować do sądu o
uznanie, że Ty wypełniasz swój obowiazek alimentacyjny wobec dzieci właśnie w
ten sposób - nawet w 100%. Sad nie musi tego podzielić w pełni, ale - im więcej
bedziesz żądać, im bardziej stanowczo i rzeczowo bedziesz żądać i uzasadniać -
tym więcej dostaniesz. Dla dzieci!
Jeśli facet kłamie, co do swoich możliwości zarobkowych - podważaj to, podwazaj,
podważaj. Udowadniaj na wszystkie możliwe sposoby, że w jego zawodzie, z jego
umiejetnościami, wykształceniem itp. moze zarobić więcej. Wyciagaj wszystkie
fakty swiadczace o tym, ze do niedawna zarabiał więcej. Żądaj na poparcie swoich
stwierdzeń przedkładania przez niego wstecznych PIT-ów. Wszystko, co sobie
odpuścisz, obróci się na Twoją (a przede wszystkim dzieci) niekorzyść . Nie
odpuszczaj! I pamiętaj - to nie jest na dziś, na miesiąc, na rok. To na 20 lat!
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: czy mowicie ze, jestescie rozwodkami?Jak reaguja i
Witajcie,
myślę, że to indywidualna sprawa, ale rozumiem i wiem z własnego doświadczenia,
że nie jest to nigdy miły moment kiedy sie o tym mówi. Chyba łatwiej jest "nie
mówić" czy "nie od razu mówić" kiedy się nie ma dzieci. Ja na przykład (a jestem
prawie 2 lata po rozwodzie), zaobserwowałam, że zawsze "samo tak wychodziło", że
po prostu w rozmowie, apropos jakichś technicznych spraw sama z siebie mówiłam,
że np. muszę już jechać, bo czekają dzieci, mieszkam z nimi sama itp. Albo
spotykałam się z ludźmi z podobnej branży i opowiadaliśmy sobie o sposobach
pracy, pozyskiwania zleceń (wolny zawód) i wtedy czułam, że już sam kontekst
zakłada to, że po prostu _muszę_ powiedzieć, że ja to sobie to organizuję tak a
tak, bo mieszkam sama z dziećmi, po rozwodzie, zależy mi bardzo na zleceniach i
stabilizacji także z powodu tej sytuacji itp. Ale myślę, że może ktoś inny
potrafiłby inaczej pokierować rozmową, a ja już taka jestem, że wszystko od razu
powiem.
Kiedy zdarza mi się być w nowym towarzystwie i są mężczyźni i sobie koleżeńsko
rozmawiamy, to mam taki przymus, żeby w miarę na początku powiedzieć o tym, że
jestem rozwiedziona, żeby była jasność, bo na przykład ta informacja może mieć
dla danego mężczyzny znaczenie, czy to w stronę zachęty, żeby szedł za impulsem
umówienia się ze mną, bo jestem wolna, czy to w stronę ostudzenia jego chęci, bo
ma wówczas świadomość, że oto poznał kobietę wolną, ale z dwójką dzieci i ta
sytuacja jest delikatniejsza niż gdybym nie miała dzieci, na przykład.
Dodatkowo czuję się zobligowana coś powiedzieć, bo wyglądam młodziej niż na to
wskazuje mój wiek, a dzieci miałam wcześnie i są nastolatkami. A więc
przyzwyczajona jestem do tego, że w różnych sytuacjach ogólnie ludzie się
dziwią, że mam __w ogóle__ dzieci, a co dopiero takie duże, często biorą mnie na
przykład za studentkę (jestem po trzydziestce). Zatem weszło mi trochę w krew
już opowiadanie jak jest w istocie, nawet w sklepach czy czymś. A więc mam taki
odruch wyjaśniania tego co może być mylące, też w kontekście rozwodu - no bo jak
ktoś mnie poznaje i nic o mnie nie wie, to myśli, że jestem taką zwykłą
dziewczyną, bez obrączki na palcu i jest miły, no to ja się czuję od razu
zobligowana powiedzieć co i jak.
Jak wspomniałam, ja nie umiem nad tym zapanować i nie wiem czy to dobrze czy
źle, że tak mówię. Na razie nie umawiam się z mężczyznami, trochę jeszcze nie
wyleczyłam się ze skutków rozwodu i problemów, które były w związku, ale również
czuję się skonsternowana i onieśmielona co do kontaktów z mężczyznami. Może
takie szybkie mówienie o rozwodzie odstrasza ich? A może jest uczciwe i właśnie
zjednuje?
Co do bycia zagrożeniem dla innych kobiet (mężatek), to właściwie tego nie
zaobserwowałam, ale inna sprawa, że moje koleżanki mężatki umawiają się ze mną
osobno, nigdy przy mężu, a nawet jeśli jestem u nich w domu, to pod nieobecność
męża lub on wpada jak po ogień i gdzieś jedzie w jakiejś sprawie albo coś. Nie
mówię, że jest to aranżowane, ale tak jakoś to wychodzi. Ja jestem bardzo z tego
zadowolona, bo uwielbiam sobie z tymi koleżankami pogadać "po babsku", o
wszystkim, a przy jej mężu to by już była inna rozmowa. Ale być może tak jest
jak mówicie, że wiele kobiet obawia się rozwódek.
Moja sytuacja jest trochę specyficzna wskutek wolnego zawodu, ale był czas, że
jako rozwódka pracowałam w biurze przez pół roku, z tym, że tam były same
kobiety, żadnych mężczyzn, bo to było małe biuro i nikt na mnie źle nie patrzył
z tego powodu, że jestem rozwódką. Może w innych biurach kobiety, które sobie
"ostrzą zęby" na jakiegoś mężczyznę mogłyby postrzegać rozwódkę źle, bo jest
dodatkową konkurencją. Ale ja osobiście mam niewielkie doświadczenie w takich
sytuacjach.
Co do głównego wątku, to ja czasami rzeczywiście jako rozwódka czuję się
"gorsza" i czasem jest mi przykro w różnych sytuacjach. Rozpad związku
obiektywnie, jak i subiektywnie, nie był moją winą, ale myślę sobie, że może
gdybym w tamtym czasie miała inny stan ducha, (co było niemożliwe w tamtych
okolicznościach i przy tamtych problemach, ale przypuśćmy), gdybym może miała
WTEDY jakiś przebłysk spokoju i natchnienia i potrafiła w inny sposób walczyć o
związek niż to robiłam, to może mąż zdobyłby się jednak na wspólne
przepracowywanie naszych problemów. Chociaż wiem, że to zależało cały czas od
niego, a nie ode mnie. Ja bardzo chciałam wspólnej pracy nad związkiem, zmian
tego co złe - tak u niego jak i u mnie samej i ciągle to komunikowałam i nawet w
czasie separacji i rozwodu i po nim, ciągle wyrażałam taką chęć.
No, ale trudno, stało się, jestem rozwódką i trzeba się z tym pogodzić.
Jeszcze co do mówienia o byciu rozwiedzioną, to spotkała mnie raz rzeczywiście
niemiła i niezrozumiała sytuacja: jeden lekarz podczas badania spytał o mój stan
cywilny i jak powiedziałam co i jak, to wykrzyknął zdziwiony (no tak mu się
spontanicznie wyrwało): "ma pani dzieci i mimo to rozwiodła się pani?" - to mnie
kompletnie zbiło z tropu i odpowiedziałam (z jakąś lakoniczną rezygnacją): "no,
a co miałam zrobić?" (w domyśle: skoro mąż mnie nie chciał i domagał się rozwodu).
Czyli wydaje mi się, że niektórzy ludzie mogą kompletnie nie wyobrażać sobie
czym jest rozwód i co się czuje, i że można nie chcieć tego, a jednak rozwieźć się.
Pozdrawiam Was wszystkie ciepło! Trzymajcie się!
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: wybór szkoły / alimenty
To ja też wsadzę kij w mrowisko i przytaknę Byłej Żonie.
Sąd rzeczywiście przy ustalaniu alimentów ma obowiązek zatroszczyć się, aby w
wyniku rozwodu dzieciom nie obniżył się standard życia. Czyli nie ma powodu,
aby ktoś, kto zarabia np. 10 tys PLN netto, płacił kilkaset złotych alimentów.
Nie można zatem mówić o wysokich czy niskich alimentach w kategoriach
bezwzględnych – wszystko zależy od tego, jaki poziom życia istniejąca do
chwili rozwodu rodzina dzieciom oferowała. Jeśli Cię to interesuje, to nieobce
są mi przypadki alimentów sięgających kilku tysięcy złotych (najwyższe znane
mi to po 10 tys. na każde z dwojga dzieci – sic! - ale to przypadek skrajny),
i nie widzę w ich wysokości nic zdrożnego, zwłaszcza, gdy rozwód nastąpił z
winy „płatnika”. Czy dlatego, że tata postanowił zacząć nowe życie, jego
dzieci mają ucierpieć bardziej, niż i tak niechybnie ucierpią? Zmienić miejsce
i warunki zamieszkania, środowisko (bo np. obniżony standard finansowy pociąga
za sobą zmianę szkoły /jeśli dotychczasowa była platna/, a co za tym idzie –
kolegów itd.?? Tata, zakładając pierwszą rodzinę , wziął na siebie pewne
zobowiązanie, nie tylko prawne, ale i moralne (a tak swoją drogą, Joanno, czy
przypadkiem Twój mąż nie ślubował swej pierwszej pani przed ołtarzem, że „aż
do śmierci”?) i ono ZAWSZE powinno mieć odtąd pierwszeństwo przed wszystkimi
innymi zobowiązaniami tego typu. Irytuje mnie, gdy czytam „nas na to nie stać”
(czytaj: na podwyższone świadczenia na rzecz dziecka z pierwszego małżeństwa).
Powiem tak: jak się chcesz rozwieść, to musisz najpierw rozważyć, czy stać
cię będzie na wywiązanie się ze starych zobowiązań, zanim podejmiesz nowe (np.
poczynając nowe dzieci). To nowa rodzina może okazać się „luksusem ponad
stan”, a nie niepubliczna szkoła dla pierwszego dziecka. Pytanie nie powinno
brzmieć, czy stać Was na szkołę dla jego córki, tylko czy Twojego lubego stać
na coś POZA tym, np. na druga rodzinę.
Być może narażę Ci się, Joanno, gdy powiem, że suma 1200 zł na 12-letnie
dziecko (nawet uwzględniając fakt, że koszty utrzymania w niedużej, jak
wnioskuję, miejscowości są prawdopodobnie niższe niż np. w Warszawie) nie
wydaje mi się bynajmniej rażąco wysoka, by nie rzec wręcz – dość skromna (a co
dopiero mówić o 700...) I nie mówimy tu o wycieczkach na Baleary, ale o
przyzwoitej opiece medycznej, zajęciach edukacyjnych, sporcie i wakacjach.
Jeśli wybrana przez Panią Byłą szkoła społeczna nie leży w jej miejscowości
(skoro piszesz, ze jedyna jest wg niej niedobra), a uczęszczanie do niej
wymagać będzie dowożenia córki, to na pewno kobitka nie kieruje się własną
wygodą, tylko dobrem dziecka. Czy Twój mąż tej troski nie podziela?
Internet w dzisiejszych czasach to żaden luksus (przy okazji – nie wszędzie
stałe łącze kosztuje 28 zł, jak u Izy, ja np. musiałabym za takowe zapłacić
ok. 150-200 zł miesięcznie plus instalacja), często nawet nauczyciele w
szkołach państwowych oczekują od dzieci sprawnego posługiwania się tym
narzędziem, za chwilę będzie to wyposażenie domu równie standardowe jak
telefon.
Co do argumentu Uncji, że rodzice są zobowiązani solidarnie świadczyć na
dziecko: oczywiście tak. Pod warunkiem, ze „solidarnie” nie będzie koniecznie
znaczyć – tyle samo w pieniądzu. Bo często – by nie rzec: zwykle - bywa tak,
że kobieta (bo to na ogół ona znajduje się w tej sytuacji) w czasie trwania
związku pracowała, a co zatem idzie - zarabiała (i najpewniej nadal zarabia, o
ile ma szczęście mieć pracę) MNIEJ od współmałżonka, gdyż nie mogła być równie
jak on „elastyczna” i „dyspozycyjna” – ktoś wszak musiał zająć się
dzieckiem/dziećmi i domem. Jest to forma świadczenia na rzecz rodziny
niewymierna w pieniądzu, ale jak najbardziej realna. Nowa, dobrze płatna praca
nie pojawi się po rozwodzie nagle jak na zawołanie. Czy naprawdę wierzycie w
to że np. 50 letnia kobieta, ktora nagle zostaje "na lodzie", ma szansę z
powodzeniem wystartować do kariery zawodowej? Albo młoda kobieta z małymi
dziećmi? Czy oczekiwanie tego od nich wydaje się Wam realne i uzasadnione?
Poza tym - czy to, że matka zajmuje się po rozwodzie SAMODZIELNIE wspólnymi
dziećmi (czasem jeszcze bardzo małymi) przez 24h na dobę, nie jest formą
świadczenia na ich rzecz?
A tak swoją drogą, może ciesz się, Joanno, że żyjecie w Polsce i Twój mąż musi
łożyć tylko na dziecko. W Stanach byłby najprawdopodobniej zobowiązany łożyć
także na byłą żonę (forma rekompensaty). W Niemczech miałby obowiązek
podzielić się z nią pół na pół wypracowaną przez siebie składka emerytalną za
wszystkie te lata, gdy żona nie pracowała zawodowo i zajmowała się dziećmi.
Nie ukrywam, że oba te rozwiązania wydają mi się sprawiedliwe. W Polsce
alimenty na rzecz współmałżonka zdarzają się rzadko, głównie w przypadku
wariantu z orzekaniem o winie. (Ale uwaga!: nawet w Polsce mąż/żona ma
obowiązek alimentacyjny w stosunku do byłej żony/byłego męża (i na odwrót),
jeśli jej/jego sytuacja życiowa na skutek rozwodu dramatycznie się pogorszyła.
Małżeństwo to zobowiazanie - nawet w laickim wariancie w jakimś sensie na
zawsze. I jak każde zobowiązanie - kosztuje. Ale nie jest przymusowe.
Pozostaję z szacunkiem i pozdrawiam
Mary_ann
Obejrzyj resztę wiadomości
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plraju.pev.pl
Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 142 postów • 1, 2, 3
|
|
Cytat |
Do polowania na pchły i męża nie trzeba mieć karty myśliwskiej. Zygmunt Fijas Tylko poeci i kobiety potrafią wydawać pieniądze tak, jak na to zasługują. Facilius oppresseris quam revocaveris (ingenia studiaque) - (talenta i nauki) łatwiej można stłumić, niż do życia przywrócić. Fakt podstawowy, że jesteśmy życiem, które chce żyć - uświadamiamy sobie w każdym momencie naszego istnienia. Albert Schweizer Da mihi factum, dabo tibi ius - udowodnij fakt, a ja ci wskażę prawo.
|
|