|
Widzisz wypowiedzi znalezione dla zapytania: skutki przystąpienia Polski do Unii
Temat: Bankructwo rządu Leszka coraz bliżej
Bankructwo rządu Leszka coraz bliżej akcesji spowoduje, że w naszym budżecie powstanie tzw. luka kasowa w
wysokości 29,4 mld zł.
Luka przyczyni się do zwiększenia deficytu budżetowego - ocenia Instytutu
Badań nad Gospodarką Rynkową.
Po akcesji z Unią Europejską polska gospodarka otrzyma dodatkowe miliardy
złotych na wykonanie inwestycji, które mają pozwolić na unowocześnienie
naszego kraju. Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, że będziemy musieli
wpłacać składki do unijnego budżetu.
W ocenie Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową znaczna część tych zobowiązań
obciąży budżet państwa. "W budżecie wytworzy się luka kasowa, przekładająca
się na dodatkowy jego deficyt. Z naszych oszacowań wynika, że w latach 2004-
2006 luka kasowa wyniesie 29,4 mld zł" - czytamy w raporcie Instytutu o
finansowych skutkach przystąpienia Polski do Unii Europejskiej.
Przyczyną wytworzenia się luki kasowej będą składki płacone na rzecz UE,
które w latach 2004-2006 wyniosą 29,7 mld zł - szacują eksperci Instytutu.
Luka ta - zdaniem Instytutu - będzie się rozkładała na kolejne lata po
wstąpieniu do UE. Nie potwierdziły się tym samym przypuszczenia, że
największa luka kasowa powstanie w pierwszych miesiącach po przystąpieniu do
UE - oceniają eksperci Instytutu.
info.onet.pl/708593,10,item.html
Pchać się to zdychającej socjalistycznej mumii i jeszcze za to płacić -
największy szczyt głupoty politycznej naszych czasów ?
Pozdro
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: Nie doplacimy?
Miłosz Marczuk w dzisiejszym "Czasie"
WALCZĄ O ZERO
Miłosz Marczuk
Prawda zaczyna wychodzić na jaw. Konfrontacja raportów ośrodków analitycznych
przedstawionych w zeszłym tygodniu z założeniami przepływów finansowych Polska-
Unia robionymi przez samą śmietankę elity urzędniczej wskazuje, że nawet przy
osiągnięciu optymistycznych założeń decydentów z UKIE Polska może w najlepszym
razie wyjść finansowo "na zero" na akcesji do Unii.
Pod koniec negocjacji w sprawie członkostwa Polski we Wspólnotach Europejskich
rząd przeraził się, że staniemy się płatnikiem netto do unijnego budżetu.
Wyżebrano więc najpierw, by około 400 milionów euro z przeznaczonych dla nas
funduszy strukturalnych Bruksela przekazała nam bezpośrednio do budżetu
państwa - bez współfinansowania projektów przez polskie podmioty. To jednak
okazało się jeszcze za mało. Urzędnicy z UKIE wysłali premiera Millera do
Kopenhagi z ultimatum - musisz załatwić jeszcze miliard w formie
bezprocedurowej, inaczej będziemy na pewno płacić. Po wielkich bólach Schröder
przyklepał ten miliard - w końcu co to za suma w porównaniu z politycznymi
korzyściami rozszerzenia dla Niemiec.
Te prawie półtora miliarda euro wyproszone z unijnego budżetu miały,
przynajmniej oficjalnie, dać nam pozycję biorcy z Unii. Tymczasem dane
udostępnione mi przez wicedyrektora Departamentu Analiz Ekonomiczno-Społecznych
(DAES) UKIE Piotra Serafina wskazują na jedno - nawet ludzie entuzjastycznie
nastawieni do Unii grali i grają o to, by Polska tylko nie dopłaciła do budżetu
Wspólnot. O pozycji biorcy nikt poważnie nie myślał.
Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową opublikował w zeszłym tygodniu
raport "Finansowe skutki przystąpienia Polski do Unii Europejskiej". Według
obliczeń IBnGR, jeśli Polska nie wykorzysta 48 proc. zarezerwowanych dla niej
funduszy - będzie płatnikiem netto. Przy wykorzystaniu 48 procent Polska
finansowo wychodzi na zero. A teraz zobaczmy, co planowali i planują polscy
analitycy. Sama ich elita. Oto fragment publikowanego już w "NCz!" komentarza
pana dyrektora Serafina do mojej tabeli obrazującej przepływy finansowe Polska-
Unia w latach 2004-2006:
"W oparciu o doświadczenia państw członkowskich i nasze z okresu
przedakcesyjnego zakładaliśmy, że relacja transferów do płatności wyniesie dla
całego okresu 2004-2006 ok. 50% (2% w 2004 r., 40% w 2005 r. oraz 63% w 2006
r.). Założenie to nie jest nadmiernie optymistyczne, zwłaszcza biorąc pod uwagę
fakt, że w 2004 i 2005 r. trafi do Polski zaliczka w wysokości po 8% środków na
zobowiązania na fundusze strukturalne (i to jest ta pozytywna różnica w
stosunku do okresu przedakcesyjnego)".
50 procent wykorzystania funduszy unijnych to pozycja "zerowa" Polski. O to
grali cały czas negocjatorzy. Po co więc mówić ludziom, że wejście do Unii to
interes finansowy dla naszego kraju?
Nawet jednak takie założenia są, moim zdaniem, błędne. Ja nadal podtrzymuję
swoje obliczenia. Stawiam w dalszym ciągu na 20 procent absorbcji w przypadku
funduszy strukturalnych i spójności, a na 50 proc. w przypadku funduszy
strukturalnych dla wsi. Co daje w końcu bilans miliarda euro w plecy dla Polski
podczas pierwszych lat członkostwa. O tym, że prawdopodobieństwo tego, iż mam
rację, jest dość duże, może świadczyć taki fakt: jak ponad rok temu po raz
pierwszy napisałem publicznie, że możemy być płatnikiem netto i coś trzeba z
tym zrobić, mało kto wierzył. Pół roku później sam rząd walczył o grant do
budżetu, bez którego choćbyśmy stanęli na głowie, nie moglibyśmy wyjść z
Unią "na zero". Teraz już nie jestem do końca osamotniony w moich obliczeniach,
bo w świetle całej serii analiz, jakie pojawiły się ostatnio - widać, że
wariant pesymistyczny jest przynajmniej dyskutowany jako możliwa rzeczywistość.
Podstawowym, fundamentalnym założeniem analityków z UKIE było i jest jednak to,
by być "na zero". Nawet oni nie zakładali korzyści finansowych. Może dlatego
więc prezydent Kwaśniewski zmienił ton swojej prounijnej kampanii i zamiast
mówić o pieniądzach i czekającym nas dobrobycie (jak robił to jeszcze kilka
miesięcy temu), mówi o "atmosferze zjednoczenia" i "podniosłości chwili".
link: www.nczas.com/?a=show_article&id=1146
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: Polscy liberałowie liczą straty
Polscy liberałowie liczą straty www.nczas.com/?a=show_article&id=1146
Walczą o zero
Miłosz Marczuk
Prawda zaczyna wychodzić na jaw. Konfrontacja raportów ośrodków analitycznych
przedstawionych w zeszłym tygodniu z założeniami przepływów finansowych
Polska- Unia robionymi przez samą śmietankę elity urzędniczej wskazuje, że
nawet przy osiągnięciu optymistycznych założeń decydentów z UKIE Polska może
w najlepszym razie wyjść finansowo "na zero" na akcesji do Unii.
Pod koniec negocjacji w sprawie członkostwa Polski we Wspólnotach
Europejskich rząd przeraził się, że staniemy się płatnikiem netto do unijnego
budżetu. Wyżebrano więc najpierw, by około 400 milionów euro z przeznaczonych
dla nas funduszy strukturalnych Bruksela przekazała nam bezpośrednio do
budżetu państwa - bez współfinansowania projektów przez polskie podmioty. To
jednak okazało się jeszcze za mało. Urzędnicy z UKIE wysłali premiera Millera
do Kopenhagi z ultimatum - musisz załatwić jeszcze miliard w formie
bezprocedurowej, inaczej będziemy na pewno płacić. Po wielkich bólach
Schröder przyklepał ten miliard - w końcu co to za suma w porównaniu z
politycznymi korzyściami rozszerzenia dla Niemiec.
Te prawie półtora miliarda euro wyproszone z unijnego budżetu miały,
przynajmniej oficjalnie, dać nam pozycję biorcy z Unii. Tymczasem dane
udostępnione mi przez wicedyrektora Departamentu Analiz Ekonomiczno-
Społecznych (DAES) UKIE Piotra Serafina wskazują na jedno - nawet ludzie
entuzjastycznie nastawieni do Unii grali i grają o to, by Polska tylko nie
dopłaciła do budżetu Wspólnot. O pozycji biorcy nikt poważnie nie myślał.
Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową opublikował w zeszłym tygodniu
raport "Finansowe skutki przystąpienia Polski do Unii Europejskiej". Według
obliczeń IBnGR, jeśli Polska nie wykorzysta 48 proc. zarezerwowanych dla niej
funduszy - będzie płatnikiem netto. Przy wykorzystaniu 48 procent Polska
finansowo wychodzi na zero. A teraz zobaczmy, co planowali i planują polscy
analitycy. Sama ich elita. Oto fragment publikowanego już w "NCz!" komentarza
pana dyrektora Serafina do mojej tabeli obrazującej przepływy finansowe
Polska-Unia w latach 2004-2006:
"W oparciu o doświadczenia państw członkowskich i nasze z okresu
przedakcesyjnego zakładaliśmy, że relacja transferów do płatności wyniesie
dla całego okresu 2004-2006 ok. 50% (2% w 2004 r., 40% w 2005 r. oraz 63% w
2006 r.). Założenie to nie jest nadmiernie optymistyczne, zwłaszcza biorąc
pod uwagę fakt, że w 2004 i 2005 r. trafi do Polski zaliczka w wysokości po
8% środków na zobowiązania na fundusze strukturalne (i to jest ta pozytywna
różnica w stosunku do okresu przedakcesyjnego)".
50 procent wykorzystania funduszy unijnych to pozycja "zerowa" Polski. O to
grali cały czas negocjatorzy. Po co więc mówić ludziom, że wejście do Unii to
interes finansowy dla naszego kraju?
Nawet jednak takie założenia są, moim zdaniem, błędne. Ja nadal podtrzymuję
swoje obliczenia. Stawiam w dalszym ciągu na 20 procent absorbcji w przypadku
funduszy strukturalnych i spójności, a na 50 proc. w przypadku funduszy
strukturalnych dla wsi. Co daje w końcu bilans miliarda euro w plecy dla
Polski podczas pierwszych lat członkostwa. O tym, że prawdopodobieństwo tego,
iż mam rację, jest dość duże, może świadczyć taki fakt: jak ponad rok temu po
raz pierwszy napisałem publicznie, że możemy być płatnikiem netto i coś
trzeba z tym zrobić, mało kto wierzył. Pół roku później sam rząd walczył o
grant do budżetu, bez którego choćbyśmy stanęli na głowie, nie moglibyśmy
wyjść z Unią "na zero". Teraz już nie jestem do końca osamotniony w moich
obliczeniach, bo w świetle całej serii analiz, jakie pojawiły się ostatnio -
widać, że wariant pesymistyczny jest przynajmniej dyskutowany jako możliwa
rzeczywistość. Podstawowym, fundamentalnym założeniem analityków z UKIE było
i jest jednak to, by być "na zero". Nawet oni nie zakładali korzyści
finansowych. Może dlatego więc prezydent Kwaśniewski zmienił ton swojej
prounijnej kampanii i zamiast mówić o pieniądzach i czekającym nas dobrobycie
(jak robił to jeszcze kilka miesięcy temu), mówi o "atmosferze zjednoczenia"
i "podniosłości chwili".
Obejrzyj resztę wiadomości
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plraju.pev.pl
|
|
Cytat |
Do polowania na pchły i męża nie trzeba mieć karty myśliwskiej. Zygmunt Fijas Tylko poeci i kobiety potrafią wydawać pieniądze tak, jak na to zasługują. Facilius oppresseris quam revocaveris (ingenia studiaque) - (talenta i nauki) łatwiej można stłumić, niż do życia przywrócić. Fakt podstawowy, że jesteśmy życiem, które chce żyć - uświadamiamy sobie w każdym momencie naszego istnienia. Albert Schweizer Da mihi factum, dabo tibi ius - udowodnij fakt, a ja ci wskażę prawo.
|
|