|
Widzisz wypowiedzi znalezione dla zapytania: skutki I wojny światowej
Temat: polska histeria historyczna
moskiewskie pierdu pierdu :) okazuje się że histeria historyczna to nie tylko polska przypadłośc :
Kreml: Polska fałszuje i upolitycznia historię
us, PAP
2009-08-20, ostatnia aktualizacja 15 minut temu
Szef Administracji (Kancelarii) Prezydenta Rosji Siergiej Naryszkin zarzucił
Polsce fałszowanie i upolitycznianie historii. Według niego, Polska uczestniczy
w "krucjacie historycznej" przeciwko Rosji, a fałszowanie historii na szkodę
Rosji zostało w Polsce podniesione do rangi polityki państwowej.
ZOBACZ TAKŻE
* Tymoszenko i Putin spotkają się 1 września w Polsce (19-08-09, 21:54)
* Dlaczego doszło do tragedii na Jeniseju (19-08-09, 16:31)
* Miedwiediew po zamachu: Terrorystów należy likwidować. Bez wahania
(19-08-09, 16:07)
* Rosyjscy szpiedzy na tropie prawdy o pakcie Ribbentrop-Mołotow (18-08-09,
09:28)
Naryszkin, który jest jednocześnie szefem powołanej niedawno przez prezydenta
Dmitrija Miedwiediewa komisji ds. przeciwdziałania próbom fałszowania historii
na szkodę Rosji, pisze o tym w specjalnym wydaniu gazety internetowej "Wiestnik
MGIMO". Ukazało się ono na witrynie Moskiewskiego Państwowego Instytutu
Stosunków Międzynarodowych (MGIMO).
- Przeciwko Rosji rozpętano prawdziwą wojnę informacyjną. Na pole walki wybrano
historię. A dokładniej mówiąc - fałszowanie historii - zauważa Naryszkin, który
także kieruje prezydencką komisją ds. tajemnic państwowych.
REKLAMY GOOGLE
* Aeroflot-em bez prowizji
Sprawdź ceny biletów lotniczych Akceptujemy przelew, gotówkę, karty
www.Lataj.pl/Aeroflot
* Sieć bezpłatnych szkół
U nas nie płacisz za naukę! Zarezerwuj miejsce dla siebie
www.bezplatnaszkola.pl
* II wojna światowa
Książki do 70% taniej! Specjalna oferta Merlin.pl
Merlin.pl
Wśród uczestników tej wojny - obok Polski - kremlowski urzędnik wymienia
Ukrainę, Gruzję, Litwę, Łotwę i Estonię.
- Największą aktywność w rewidowaniu wyników II wojny światowej i pisaniu od
nowa światowej historii przejawiają kraje bałtyckie - ocenia Naryszkin.
- Tą samą drogą kroczą Polska i Gruzja, błędnie sądząc, że ich agresywne
podejście do rosyjskiej historii, fałszowanie tej historii na szkodę interesów
Rosji, lepiej odpowiada ich interesom narodowym oraz przyniesie więcej
politycznych i materialnych dywidend - dodaje.
"Rosji narzuca się winy ZSRR"
Naryszkin zaznacza, że "szczególny akcent w +nowej krucjacie historycznej+
rewizjonistów kładzie się na najnowszej historii Rosji i wydarzeniach związanych
z II wojną światową".
- Za nabierającymi obrotów antyrosyjskimi akcjami i wypowiedziami wyraźnie widać
dążenie do zrewidowania jej geopolitycznych wyników - podkreśla szef
prezydenckiej administracji.
- Nie można nie dostrzegać, że Rosji jako historycznej spadkobierczyni ZSRR
prowokacyjnie narzuca się winę za wydarzenia tamtych lat i tworzy ideologiczną
bazę do wysunięcia wobec niej różnych roszczeń kompensacyjnych - pisze Naryszkin.
- Wyniki rzetelnej pracy historyków przekreślane są politycznymi zamówieniami ze
strony najwyższych urzędników (państwowych). Historia przekształca się we wrogi
instrument politycznej presji - konstatuje.
- W pierwszej kolejności dotyczy to Ukrainy, Gruzji, Litwy, Łotwy, Estonii i
Polski, choć są też inne kraje, w których fałszowanie i upolitycznianie historii
na szkodę Rosji także podniesiono do rangi polityki państwowej - wskazuje
przedstawiciel Kremla.
Ławrow: II wojna światowa to największa tragedia XX wieku
W tym samym wydaniu "Wiestnika MGIMO", poświęconego 70. rocznicy wybuchu II
wojny światowej, ukazał się też artykuł ministra spraw zagranicznych Rosji
Siergieja Ławrowa. Określa on minioną wojnę jako największą tragedię XX wieku.
- Początkowa faza II wojny światowej stała się prologiem do Wielkiej Wojny
Ojczyźnianej (1941-45 - PAP), 65-lecie zwycięstwa w której będziemy obchodzić w
przyszłym roku. Zwycięstwo to stało się - bez przesady - największym duchowym
skarbem wszystkich narodów byłego Związku Radzieckiego - zauważa Ławrow.
Jego zdaniem, "historii nie da się napisać od nowa, bez względu na to, jak ktoś
by tego pragnął".
- Wszelako nie można też obojętnie odnosić się do tego, że wydarzenia tamtego
okresu, oceny przyczyn wojny i roli w niej Związku Radzieckiego w ostatnich
latach coraz częściej stają się przedmiotem różnych spekulacji, prób fałszowania
prawdy koniunkturalnie podejmowanych przez różne siły polityczne i rewidowania
wyników II wojny światowej, zapisanych w Karcie Narodów Zjednoczonych i innych
międzynarodowych aktach prawnych - pisze szef rosyjskiego MSZ.
Miedwiediew: Nikt nie może pozbawić nas historii
Publikacje Naryszkina i Ławrowa poprzedza list prezydenta Rosji do czytelników
gazety, w którym Dmitrij Miedwiediew ocenia, iż skutki II wojny światowej "stały
się strasznym rezultatem przestępczej obojętności i ugodowości wobec nazistów,
gorzkim ostrzeżeniem dla całej ludzkości".
- Pobłażliwość w stosunku do agresora jest też zagrożeniem występującym we
współczesnym świecie. Zadaniem całej wspólnoty światowej jest uczynienie
wszystkiego, co możliwe, aby coś takiego nigdy się nie powtórzyło - wskazuje
Miedwiediew.
Rosyjski prezydent akcentuje, że "lekcje II wojny światowej nie mają terminu
przedawnienia". - Musimy je znać i reagować na wszelkie próby zniekształcenia
historii - pomawiania jej prawdziwych bohaterów i wybielania zbrodniarzy - pisze
Miedwiediew.
- Nikt nie może pozbawić nas dumy za bohaterskie czyny naszych ojców i dziadków;
pozbawić nas historii - podkreśla gospodarz Kremla.
koniec cytatu :)
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: 'Polski rząd ożywia antyniemieckie resentymenty'
Na temat powojennych losów obrazu oraz obecnego miejsca jego przechowywania (a
wszystko wskazuje na to, że dzieło nie uległo zniszczeniu) krążą dziesiątki
wersji. Można domniemywać, że niektóre obiekty uznane za bezpowrotnie zniszczone
wciąż są przechowywane przez "nieznanych właścicieli".
- Przypuszczamy, że w rękach prywatnych w Niemczech znajduje się wiele
interesujących nas dzieł. Spośród obiektów bibliotecznych czy muzealnych znamy
natomiast tylko to, co jest wystawiane lub zostało umieszczone w katalogu -
zaznacza Monika Kuhnke. Choć dotychczas udało się zlokalizować niektóre dzieła
sztuki, ciągle istnieją przeszkody, aby powróciły one do Polski. - Ich
odzyskanie na ogół jest bardzo trudne, gdyż kolejnych właścicieli chroni zasada
ochrony nabywcy w dobrej wierze lub przedawnienie - twierdzi prof. Wojciech
Kowalski z Wydziału Prawa Uniwersytetu Śląskiego, pierwszy pełnomocnik rządu ds.
polskiego dziedzictwa kulturalnego za granicą.
W Niemczech na pewno znajduje się m.in. pontyfikał płocki z XII w., wywieziony z
biblioteki Seminarium Duchownego w Płocku. Na aukcji kupiła go Bayerische
Staatsbibliothek w Monachium. W Berlinie przechowywane są 74 dokumenty zakonu
krzyżackiego (od XIII do XVI w.), pochodzące z działu pruskiego Archiwum
Koronnego w Krakowie. Dokumenty te przekazano w ręce królów polskich w związku z
hołdem pruskim w 1525 r. W czasie wojny zrabowano je z Archiwum Akt Dawnych w
Warszawie. Do muzeum w Hamburgu trafiło lustro etruskie z gołuchowskiej kolekcji
książąt Czartoryskich. W archiwum w Ratyzbonie znajdują się diecezjalne księgi
metrykalne z terenów włączonych do Rzeszy po 1939 r. Pochodzący z kościoła w
Pakosławicach na Górnym Śląsku dzwon z 1492 r. umieszczono w Ratingen. Dyrekcja
Biblioteki Państwowej w Berlinie wie doskonale, że w niektórych dziedzinach, na
przykład historycznej kartografii, posiada większy zbiór poloników niż wszystkie
polskie instytuty łącznie. Inna jest sytuacja prawna RP: w Polsce nie ma
niemieckich dzieł sztuki "zagrabionych" przez Wojsko Polskie. Relatywnie
niewielkie poniemieckie zbiory trafiły do polskich muzeów i bibliotek na mocy
decyzji podjętych w Jałcie i Poczdamie.
Stanisław Żurowski, wiceminister kultury (i jednocześnie pełnomocnik rządu ds.
polskiego dziedzictwa kulturalnego za granicą), podczas niedawnych rozmów z
sekretarzem stanu niemieckiego MSZ Helmutem Schäferem zadeklarował wznowienie
(po trzyletniej przerwie) rozmów między Polską a Niemcami w sprawie rewindykacji
dzieł sztuki, które w wyniku wojny znalazły się w obu krajach. Mają one dotyczyć
likwidacji skutków
II wojny światowej w dziedzinie kultury.
Strona polska prowadzi negocjacje zarówno z przedstawicielami Niemiec, jak i
Rosji. Pełnomocnik rządu ds. polskiego dziedzictwa kulturalnego za granicą
kieruje także biurem gromadzącym dane o utraconych przez Polskę dziełach sztuki
i pamiątkach historycznych oraz zbiorach bibliotecznych. Na razie baza danych
obejmuje 60 tys. pozycji i dotyczy dzieł sztuki możliwych - w większości - do
zidentyfikowania na podstawie opisu lub załączonej fotografii. Prace wciąż
trwają, gdyż nieprzerwanie napływają nowe informacje. Ich wyniki będą dokumentem
obrazującym ogrom strat, jakie poniosła polska kultura w wyniku II wojny światowej.
Niektórzy niemieccy politycy i dziennikarze postrzegają jednak problem wędrówki
dzieł sztuki wyłącznie ze swojej perspektywy. Tymczasem w polityce wszelkie
niedomówienia mszczą się na stosunkach bilateralnych, więc czasem trzeba
przypomnieć sobie kilka prawd podstawowych. Byłoby dobrze, gdyby konieczny w tej
sprawie dialog dotyczył wyłącznie kwestii merytorycznych i nie zakładał złej
woli którejkolwiek ze stron.
Piotr Cywiński (Bonn)
Maria Graczyk
Prof. JAN SANDORSKI
z Katedry Prawa Międzynarodowego UAM w Poznaniu
Niemcy nietrafnie powołują się na przepisy konwencji haskich z roku 1907 i 1954,
wraz z towarzyszącym tej drugiej protokołem, ponieważ nigdy nie okupowaliśmy ich
terytoriów. Decyzje wielkich mocarstw podczas konferencji poczdamskiej miały nam
zrekompensować tereny utracone na wschodzie. Z punktu widzenia prawa
międzynarodowego Niemcy nie mają więc podstaw prawnych, by domagać się zwrotu
części Biblioteki Pruskiej, gdyż nie została ona przez nas zagrabiona.
Znajdowała się na ziemiach zachodnich, które lege artis przejęliśmy. W
polsko-niemieckim traktacie o dobrym sąsiedztwie jest natomiast mowa o
możliwości prowadzenia dodatkowych negocjacji w poszczególnych kwestiach.
Niemcy zdają się nie pamiętać o zasadzie szczególnej odpowiedzialności agresora
za agresję. Zapominają też, że zasada równości stron w prawie międzynarodowym,
obowiązująca przy zawieraniu umów, nie dotyczy agresora. Można odnieść wrażenie,
że niektórzy politycy w RFN zmierzają do podważenia mocy obowiązującej
postanowień poczdamskich i sugerują, że Polska okupowała ziemie zachodnie.
za: www.wprost.pl/ar/?O=4726&C=57
gente Ruthenus natione Polonus Lynx Rufus
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: na rowno: Slazak, Polak, Niemiec
na rowno: Slazak, Polak, Niemiec Wobec na tym forum zgromadzonych wykretactw, chcialbym
rozpoczac w tym miejscu uczciwy watek na temat
stosunkow slasko-polsko-niemieckich.
Bez kpin a z wzajemnym szacunkiem.
Bez wyzwisk jak chadziaj, szwab, gorol, faszysta, hitlerowiec, zgniyloch,
kombinator i wreszcie zlodziej. A co rownie wazne: bez przekretow historycznych
dotyczacych slaska.
(Podkreslam, ze nie jestem ksiedzem, a Slazakiem, zyjacym
w Niemczech i identyfikujacym sie niemiecka kultura. Nie chce
wzbudzic tu urazy wobec Polakow i dodaje ze nie uwazam sie przez
to za cos wyzszego!)
Na poczatek proponuje postawienie paru zagadnien, z ktorymi
mozna sie zgodzic albo nie:
1. Wsrod mieszkancow Slaska istnieja rozne poglody na temat
swojej tozsamosci narodowosciowej:
sa tacy, ktorzy uwazaja sie za
*Niemcow
*Polakow
*Slazakow (dotad oficjalnie nie uznana narodowosc)
To jest Fakt ktorego nie da sie zmienic. Nawet gdy niektorym
Niemcom czy Polakom jest to niewygodne.
2. Na gornym slasku zyly od wiekow te trzy wyzej wymienione
grupy w zgodnej wspolnocie. Byly powiazania na tle gospodarczym
i prywatnym. Ludzie zenili sie miedzy soba i pracowali razem dla
wspolnego dobra. Tolerancyjnosc innych kultur jest gleboko zakorzeniona
cecha tego regionu. O tym swiadzy rowniez terazniejszosc.
3. Stosunki slasko-polsko-niemieckie na gornym Slasku popsuly powaznie
trzy powstania slaskie. Ktore w duzej mierze zostaly zorganizowane i wspomagane
przez oficjalne organy Polski przy zmruzeniu oka mocarstw europejskich
jak Anglia i Francja, ktory chcialy sie odgrysc za skutki I wojny swiatowej.
Przy czym Francja aktywnie wspomagala Polske w swych rzadaniach, ktore
doprowazily do plebiscytu i jego pogwalcenia a Anglia okazala zbyt duza
obojetnosc wobec jego akceptacji wsrod administracji Polski i Francji.
4. Podczas II wojny swiatowej byli tym razem Niemcy i rowniez Slazacy, ktorzy
dopuscili sie agresji i okrucienstw (Oswiecim, Ghetta,...) wobec Polakow (i nie
tylko).
5. Po II. wojnie swiatowej Polska sie zrewanzowala i takze dopuscila sie
aktu wypedzenia i morderstwa wobec ludnosci niemieckiej i Slazakow
zamieszkujacych wschodnie tereny niemieckie.
6. Jesli chodzi o wymiar krzywdy po punktem 4. lub 5., to nie ma watpliwosci
ze Niemcy dopuscily sie duzo(?) wiekszego gwaltu. Jakie byly tego powody,
kazdy powinien wiedziec. "Przykre moze byc tylko fakt, ze Polacy mogli
pokazac, ze sa moralnie lepiej usytuowani niz Niemcy dajac im szanse po ludzku
opuscic swoja ojczyzne."
Niestety ta szansa nie zostala wykorzystana, co dowodzi, ze wszyscy(Slazacy,
Polacy i Niemcy) jestesmy tylko ulomnymi ludzmi.
7. Stalin umyslnie skrywdzil Polske i Niemcy okradajac oba narody se swych
ziem i zarazem wykluczajac mozliwosc pojednania miedzy nimi poprzez osiedlanie
Repatriantow na wschodnich ziemiach niemieckich.
8. Po tym wszystkim nienawisc czy wzajemna niechec wzrastala jeszcze bardziej,
gdy Polska jawnie szkalowala pozostalych Slazakow czy Niemcow za ich gware lub
ojczysty jezyk. Dyskriminacja w zyciu spolecznym a glownie miejscu pracy
byla jeszcze wiekszym przejawem.
9. Nienawisc czy niechec Polakow do Niemiec czy Slazakow jest wiec skutkiem
bitwy pod Grundwaldem, zaborow i II wojny swiatowej.-> Nienawisc historyczna.
Propaganda komunistyczna po II. wojnie swiatowej ksztaltowala, rozmnazala
i podgrzewala ta nienawisc znacznie efektywniej.
10. W dzisiejszych czasach wymieraja ludzie pamietajacy tamte wydarzenia.
Wzajemne pretensje do siebie moze miec tylko starsze pokolenie obu stron.
Mlodzi ludzie moga zaczac rachunek od zera.
Mlodzi Slazacy czy Niemcy "mogliby" miec zal do Polski, za to ze przed
1989 nie mogli uczyc sie w szkolach niemieckiego oraz historii Slaska
i Niemiec. Za to, ze wysmiewano sie z nich w liceach i wyzszych uczelniach
za ich gware czy tez czesto robotnicze albo chlopskie pochodzenie spoleczne.
Za to, ze nie wypuszczano ich z bloku wschodniego na swiat.
W porownaniu z gora nic az tak krzywdzacego, ze wystarczy, aby nienawidziec.
Nie potrafie opisac, dlaczego mlodzi Polacy moga czuc niechec albo nienawisc do
Slazakow czy Niemcow, bo na ten temat nic nie wiem
11. Wniosek: Zagmatwania historyczne, dotad budzace nienawisc wobec Slazakow
i Niemcow po jednej a Polakow po drugiej stronie sa glownie skutkiem
dzialalnosci organow rzadzacych w tamtych czasach. Zwykli prosci ludzie
po obu stronach nie pragneli zadnej wojny ani ziem. A jeszcze mniej
chcieli tracic za to swoje zycie. Propaganda hitlerowska zdolala otumanic
sporo niemieckich dusz (Drang nach Osten?-sprzeciw do zdania powyzej), ale
szczerze tylko malo ludzi bylo gotowych isc na rzes i umierac za wodza czy
Führera. Wypady marszalka Piulsudskiego na wschod napewno nie pokrywaly sie z
sympatia wiekszosci Polakow i ochota utraty wlasnego zycia wsrod agresji
wlasnego narodu.
Wniosek: Ludzie chca zyc dla siebie w pokoju i umierac na wlasnym
lozku a nie w okopach.
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: Drugi koniec wojny światowej
Gość portalu: Tomasz napisał(a):
> Bronisław Łagowski
>
> Drugi koniec wojny światowej
>
> Aby zaspokoić roszczenia różnych grup do odszkodowań za skutki drugiej wojny
> światowej, takie jak zmiana granic i ustrojów, państwo polskie musiałoby wydać
> 150 miliardów zł. Porównajmy tę sumę z kwotami, o jakie partie toczą zażarte
> spory w Sejmie między sobą i z rządem. Gdy dotychczas zgłoszone roszczenia
> okażą się choćby częściowo skuteczne, pojawią się nowe. Ponieważ państwo samo
> dóbr nie tworzy, musiałoby ono 150 miliardów zł (liczba bardzo zaniżona)
> odebrać obywatelom w takiej czy innej formie.
Niekoniecznie. Po pierwsze, panstwo jak najbardziej tworzy dobra, na przyklad
poprzez wydawanie przepisow, ustalanie licencji, przywilejow, ktore
zainteresowani moga nabyc za pieniadze. Zdziwilbym sie, gdyby operatorzy
telefonii bezprzewodowej nie oplacili slono za licencje, na przyklad w
Niemczech licytacja licencji UMST przyniosla panstwu 99 miliardow DEM.
Jest to nawet wiecej niz 150 miliardow zlotych. Niestety, rzad Polski nie
sprzedal tych licencji w systemie licytacji lecz w tzw. "konursie pieknosci"
zastrzegajac sobie wybor kandydata. Ale to juz inna sprawa.
> Politycy prawicowi, z powodów, których nie pojmuję, nie mówią narodowi prawdy
> na ten temat, a lewicowi jak zwykle oportunistycznie w ogóle nic nie mówią. Na
> razie wypowiedziały się sądy, a to, co orzekają, jest zadziwiające.
> Sądownictwo polskie w tej sprawie tak działa, jakby nie było częścią państwa i
> mogło się nie troszczyć o jego dobro i dobro całego kraju.
Przypuszczam, ze sadownictwo polskie jest niezawisle i ma sie kierowac prawem a
nie dobrem jednej ze stron, jak w dyktaturach, nawet jesli jest nia tzw. "caly
kraj". Caly kraj sklada sie z poszczegolnych osob i nie da sie znalezc
grzebienia, ktory wszytskich rowno uczesze, ich interesy i dobro sa rozne a
czasami nawet sprzeczne. Nie jest tez wina sadu, ze jedna ze stron jest
nieudolna, nie jest zadaniem sadu zagladac w kieszen pozwanego i przed wydaniem
orzeczenia troszczyc sie, czy pozwany aby to bedzie mial na zaplate.
> Jeśli kierunek wyrokowania w sprawach o odszkodowania za skutki wojny się
> nie zmieni, Polska nie uniknie katastrofy finansów publicznych, a skutki
> polityczne, socjalne i gospodarcze tego załamania będą opłakane. "Przeszło
> 4 tys. zabużan i ich spadkobierców ma już w ręku zaświadczenia bądź decyzje
> potwierdzające prawo do ekwiwalentu. Ich łączna wartość przekracza 3 mld zł
> (średnio po mniej więcej 730 tys. zł)". W samym tylko powiecie wieluńskim
> wydano decyzje opiewającą aż na 116 mln zł. (Powtarzam za "Gazetą Wyborczą").
> Tych zabużan, którzy już się zgłosili po odszkodowania, jest 80 tysięcy.
Nie wiem, jakich argumentow uzyto, aby stwierdzic powinnosc panstwa polskiego w
tej sprawie. Wyglada na to, ze z nazwy tylko nowe panstwo wciaza pozostaje
grzecznym socjalistycznym bratem i sasiadem, jak je ustawil Stalin i nie ma
odwagi powiedziec sasiadom, ze przyszla pora sie dogadac w sprawie szkod, jakie
poniesli ludzie na terenach wschodnich. Byc moze rzad przeklada wyimaginowane
dobro "calego kraju", nad dorazne dobro wlasnych obywateli, ktorymi sa
poszkodowani zabuzanie i nie chce zadzierac ze wschodnimi sasiadami.
> Niech zginie świat - oby sprawiedliwości stało się zadość.
> Niech będzie i tak, ale tam, gdzie chodzi o sprawiedliwość. Tu chodzi
> o zaspokojenie rozpętanych egoizmów, wykorzystujących koniunkturę, jaką
> tworzy postępujący rozkład państwa polskiego .
Kapitalizm jest ze swej natury egoistyczny a swietym prawem czlowieka w
kapitalizmie jest dbac i wlaczyc o swoja wlasnosc. Pomaga mu w tym panstwo
prawa, ktore gwarantuje, ze sady sa niezawisle i nie preferuja, nie musza
preferowac, dobra zandej ze stron.
Panstwo sprzeczne wobec tych zasad nie jest ani panstwem prawa, ani panstwem
kapitalistycznym, lecz starym, znanym, przezytym socjalistycznym tworem. Wciaz
jeszcze najwyrazniej.
Naturalnie, ze panstwo socjalistyczne sie rozpada. W ramach tego rozpadu i sady
przestaja byc zalezne od panstwa i zaczynaja respektowac prawo a wlasiciele
zaczynaja sie domagac zwrotu mienia lub odszkodowan. Powraca stan pierwotny,
wzracane zostaja wlasnosci i przywrocone prawa, ktorych ludziom odmawial
socjalizm.
Czy wyobrazal sobie ktos inaczej rozpad socjalistycznego panstwa?
Niestety tak, wymyslono pojecie "transformacji" systemu. Polega to na tym, ze
nagrabione przez socjalizm mienie anie nawet zyski z eksploatacji tego mienia
nie powracaja, nie trafiaja w rece prawowitych wlascicieli, lecz pojawiaja sie
nowi dysponenci, czyli starzy towarzysze lub ich kompani, ktorzy lup
socjalizmu dziela miedzy siebie, odpowiedzialnosc za wyrzadzone zlo
pozostawiajac "calemu krajowi".
Oczywiscie latwiej jest publicyscie malej klasy zaatakowac poszkodowanych niz
skrytykowac "transformacje" lub zaatakowac nowobogackich, ktorzy maja dzis
majatki, wladze i moc polityczna. I tak przepychanka plebsu na parterze o
wiekszy czy jasniejszy pokoik trwa nadal a w gornych pietrach towarzysze
rozkoszuja sie sloncem, nie niepokojeni juz nawet zarzutami bezprawnego
wzbogacania sie, gdyz teraz odbywa sie to w majestacie "transformacji".
A ze rury sciekowe od lat te same, szambo z gornych pieter co i raz tryska w
pokoikach parteru.
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: Antypolski kurs w ŁE będzie imperium FraNie..?
Antypolski kurs w ŁE będzie imperium FraNie..? Projektowana w Brukseli konstytucja Unii Europejskiej znacznie zredukuje
wpływ Polski na decyzje podejmowane w ramach rozszerzonej UE. Twórcy
projektu unijnej ustawy zasadniczej proponują zmniejszenie możliwości
blokowania decyzji przez nasz kraj, zredukowanie liczby przysługujących
Polsce głosów w radzie ministrów UE i miejsc w Parlamencie Europejskim.
Na kilka dni przed polskim referendum w sprawie wejścia do Unii Europejskiej
w Brukseli trwa dyskusja nad zmianą podziału sił w poszerzonej Unii, reformą
systemu podejmowania decyzji i kształtem jej nowej instytucjonalnej
architektury. Propozycje prezydium Konwentu zmierzają więc do obalenia
porządku instytucjonalnego w rozszerzonej o nowe państwa członkowskie Unii,
który uzgodniono w 2000 r. w Nicei.
Postanowienia, które znalazły się ostatecznie w traktacie akcesyjnym, dają
Polsce 27 na 321 głosów w unijnej radzie ministrów i 54 spośród 732 miejsc w
Parlamencie Europejskim. Jednak największe państwa Unii, które jednocześnie
mają najwięcej do powiedzenia w debacie konstytucyjnej, dążą do rewizji
nicejskich postanowień. Projekt unijnej konstytucji zakłada zarówno redukcję
miejsc w Parlamencie Europejskim do 700, jak i zniesienie zasady "jeden
komisarz dla jednego państwa członkowskiego".
Ogromne kontrowersje wywołał również proponowany art. 24 unijnej ustawy
zasadniczej, który wprowadza nową kwalifikowaną większość dla podejmowania
przez Unię decyzji. Dołącza on wymóg 3/5 ludności Unii po to, aby decyzja
była ważna. W praktyce daje to możliwość blokowania decyzji w rozszerzonej
do 25 państw Unii przez jej trzy największe kraje: Niemcy, Francję i Włochy.
Te trzy państwa, działając razem, są w stanie skutecznie przeciwstawić się
pozostałym 22 krajom Unii.
9 państw europejskich, w tym Polska, niechętnych zaproponowanym
rozwiązaniom, podpisało list, w którym opowiadają się za utrzymaniem systemu
podejmowania decyzji przyjętego w Nicei. Szef Konwentu Valéry Giscard
d'Estaing uważa jednak, że połowa sygnatariuszy "listu dziewięciu" zgłasza
sprzeciw ze względów taktycznych, a propozycje zmiany układu sił w Unii i
tak zostaną przyjęte. Zdaniem wielu członków Konwentu, to właśnie największe
państwa wytyczają kształt przyszłej konstytucji, a protestami mniejszych
krajów i kandydatów do Unii właściwie nikt się nie przejmuje.
Dziś i jutro przewodniczący Konwentu spotka się z przedstawicielami rządów,
parlamentów narodowych i Parlamentu Europejskiego, aby skłonić ich do
zaakceptowania kontrowersyjnych zapisów konstytucji.
Valéry Giscard d'Estaing nie przewiduje podobnych konsultacji w sprawie
zmian w preambule unijnej konstytucji. Wiadomo bowiem, że na odniesienie do
Boga czy na wzmiankę o chrześcijańskim dziedzictwie Europy nie zgodzą się
dominujące w Konwencie i jego prezydium oraz w strukturach rządzących Unii
Europejskiej antykościelne i laickie siły.
Piotr Wesołowski
Unia silnych
Kraje przystępujące w kolejnych latach do Unii Europejskiej, nie wyłączając
dziesiątki aktualnych kandydatów, naiwnie wyobrażały sobie, że struktura ta
powstała po to, aby im pomagać, a całą Europę dźwignąć na wyżyny cywilizacji
i dostatku. Jakże odmienny cel Unii wyłania się z prac Konwentu.
Zmiana sposobu głosowania w radzie Unii Europejskiej, zaproponowana przez
wszechwładnego szefa Konwentu Giscarda d'Estainga, daje faktyczne
przywództwo Unii Niemcom w koalicji z dwoma spośród trzech potentatów -
Francją, Włochami i Wielką Brytanią. Średnie kraje - jak Polska i Hiszpania -
nowy układ sytuuje w pozycji petentów.
Politycy, którzy pysznili się, że na szczycie w Nicei zdobyli dla Polski 27
głosów w radzie, "tylko o dwa mniej niż najsilniejsi członkowie UE", teraz
mogą traktat nicejski wyrzucić do kosza. Nowe propozycje Konwentu pokazują,
że rację mają ci, którzy od 1989 r. niezmiennie przekonują, że "Niemcy przez
rozszerzenie Unii pragną odrobić skutki drugiej wojny światowej i
doprowadzić do końca plan opanowania Europy".
Szczególną wymowę ma także fakt, że ofiarami nowych reguł padną dwa wielkie
kraje katolickie: Hiszpania i Polska, zapędzone do kąta, bez realnego prawa
głosu.
Małgorzata Goss
Propozycję zmiany systemu głosowania komentują:
Halina Nowina Konopczyna, KP Porozumienia Polskiego
Cały czas chodzi o to, żeby ograniczyć głos mniejszych państw i zwiększyć
możliwość decydowania przez głównych aktorów, którzy sobie organizują w niej
przyszłość kosztem tych, których w tej chwili zachęcają.
Jeżeli chodzi o propozycję zmiany systemu głosowania, to nie jest to dla
mnie żadne zaskoczenie, bo od dawna obserwuje się dostrzeganie przez
głównych aktorów niebezpieczeństwa zmowy państw mniejszych, przeciwko
interesom których będzie podejmowany cały szereg decyzji. Przedstawiciele
polskich kół rządzących są w stanie poprzeć wszystkie kłamstwa, które
miałyby spowodować głosowanie na "tak".
Antoni Macierewicz, RKN
Istota tych zmian polega na tym, iż dotychczasowa struktura Unii
Europejskiej zostaje przekształcona w rodzaj państwa federacyjnego. Nie ma
co do tego wątpliwości. Za to polski problem polega na tym, że traktat
akcesyjny, który został podpisany przez rząd Leszka Millera i który będzie
podstawą referendum w najbliższą sobotę i niedzielę, przewiduje zupełnie
inne mechanizmy. Na skutek tego sytuacja powstaje taka, że Polacy będą
głosowali nad traktatem przewidującym co innego, a po ustosunkowaniu się do
niego znajdziemy się w rzeczywistości normowanej według zupełnie innych
zasad. To jest manipulacja, która w istocie czyni referendum fikcją.
Bogdan Pęk, KP LPR
W chwili kiedy decyzje nie będą zapadały przez konsensus, ale większością
głosów, to Polska stanie się biernym, peryferyjnym państwem na obrzeżach
imperium i będzie przez nie wyzyskiwana. Ostatnie warunki, jakie podyktowano
krajom, które mają Unię poszerzyć, są warunkami dyktowanymi przez imperium
krajom uzależnionym. Jest to jakiś szczególny rodzaj neokolonializmu, z
atrybutami dobrej woli, której tak naprawdę nie ma.
not. ZB
>> Na początek <<
Obejrzyj resztę wiadomości
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plraju.pev.pl
Strona 4 z 4 • Wyszukiwarka znalazła 169 postów • 1, 2, 3, 4
|
|
Cytat |
Do polowania na pchły i męża nie trzeba mieć karty myśliwskiej. Zygmunt Fijas Tylko poeci i kobiety potrafią wydawać pieniądze tak, jak na to zasługują. Facilius oppresseris quam revocaveris (ingenia studiaque) - (talenta i nauki) łatwiej można stłumić, niż do życia przywrócić. Fakt podstawowy, że jesteśmy życiem, które chce żyć - uświadamiamy sobie w każdym momencie naszego istnienia. Albert Schweizer Da mihi factum, dabo tibi ius - udowodnij fakt, a ja ci wskażę prawo.
|
|