|
Widzisz wypowiedzi znalezione dla zapytania: Skyp telefon
Temat: Jezyk polski - tak z ciekawosci...
Bonus: moje wlasne doswiadczenie z dzisiejszego ranka. Odprowadzilam
> corke do klubu feryjnego i okazalo sie, ze jedna z opiekunek to
> Polka. Nie bylam prawie w stanie z nia zamienic paru skladnych zdan w
> jezyku polskim - musialam w glowie tlumaczyc z angielskiego na moj
> wlasny jezyk rodzimy. Ucieklam sromotnie pokonana. To samo mam w
> pracy. Najgorsze, co mi sie moze przytrafic to klient Polak, a to
> dlatego, ze po pierwsze polskie odpowiedniki terminologii, ktora sie
> na co dzien posluguje, sa mi obce i, po drugie, moj nieelastyczny
> najwyrazniej umysl ma spore problemy, zeby sie w okreslonej sytuacji
> przestawic. Co ciekawe, rozmawiajac w domu z rodzina i bedac w Polsce
> problemow nie mam zadnych.
Jestem przekonana ze o mnie piszesz bo to dokladnie opisuje moj stan w tym
temacie.
I podobne doswiadczenia. Na romanskiej po wyjsciu z intensywniejszych zajec na
przerwie mialam problem z generacja paru skladnych zdan po polsku. Podobnie z
przeskokiem z fr. na hiszpanski i odwrotnie.
Natomiast w typowo anglojezycznym srodowisku ja-romanistka poslugujaca sie
lamamym angielskim z Francuzem bylam w stanie konwersowac tylko po angielsku.
I przyklady moglabym mnozyc.
Przy wizytach brata i jego dziewczyny (zdarzajacych sie czesto bo sa w poblizu)
czy rozmowie przez telefon/skype, pierwszych 5-10 min to jest kompletna klapka
w umysle, ktora przez nastepna godzine sie otwiera.
I moze mnie cala spolecznosc propolska zjesc tu zywcem zaraz i zahukac ale
najzwyczajniej w swiecie nie bylam w stanie, rozmawiajac z mezem po angielsku,
nagle przeskoczyc na gruchanie ;) do dziecka po polsku. A takie to niby
naturalne prawda? Otoz nie dla wszystkich ;-P
Moj maz dla odmiany w jednym zdaniu moze zawrzec 5 roznych jezykow i nawet
akcent zachowa ;)
On jest typowym sluchowcem, ja wrecz przeciwnie ( o ile ma to jakies znaczenie)
Inny ciekawy przypadek.
Mam kolezanke ktora mowi do syna po polsku ( mowila w kazdym razie ok 10 l
temu) ale jednoczesnie jej polski po 2-3 latach w UK byl tak koszmarnie
wypaczony ze nie dawalo sie tego sluchac. I jestem pewna ze to nie bylo celowe.
Ona naprawde bardzo sie starala, mowila wolno, szukala slow... a jednak.
Dodam ze jej angielski tez od zawsze kulal.
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: Proszę o pomoc! Próby wątrobowe!!!
Brak kontaktu z dr. Beatą. Czy coś wiecie? Od wczoraj bezskutecznie próbuję się skontaktować z dr. Beatą (mail, telefon,
skype). Czy ktoś wie co się z nią dzieje?
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: "Moja mama...
Po tym wczorajszym telefonie od Olej-nic-z-aka wysłałem dziś do tepsy pisemko,
że rezygnuję z telefonu - Skype i komóra wystarczą...
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: Daleko od rodziny - mówicie o ciąży przez telefon?
Wszyscy moi bliscy dowiedzieli się przez telefon/skype. Nie byłam pewna kiedy i
czy będę w Pl a taką wiadomość trudno trzymać dla siebie, gdy chce się pochwalić
najbliższym.
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: Najdłuższa rozmowa telefoniczna?
> do was zatem pytanie ile się wam najdłużej zdarzyło raozmawiac
przez
> telefon/skype?
Jak najkrocej.Nie znosze gadac przez telefon.
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: Grzebiecie w męzowych rzeczach?
Nie, nigdy. No, chyba, że zaliczyć do tego opróżnianie kieszeni przed praniem-
ale i tego nie robię po kryjomu. Poczta, telefon, skype- należą do niego, nigdy
nie zaglądam.
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: Moda na sukces- dalsze perypetie bohaterów
A rozmowy z siostra prowadzić przez telefon, Skype czy mailowo? Ciekawe jakie
macie rachunki
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: Kochani, dopuszczam się przestępstwa
przeraża mnie to Mam 34 lata i świadomość upływajacego czasu.
Pracuję zawodowo od 12 lat i dobrze wiem że g**** dostanę, a nie
emeryturę z ZUS-u, ani też z II filaru. Kiedyś usłyszę o
sobie "emerytka", stara, albo inaczej.
Mam też rodziców, tato po 60-tce, mama jesze przed i cieszy mnie to
że chociaz umieją sie cieszyć działka i wiecznie są zajęci, że
cieszy ich to że potrzebujemy bardzo czasem ich pomocy, że chętnie
ich zapraszamy aby przyjechali i lubimy ich odwiedzać, choć mało
mamy na to czasu. Tesciowa jest sama i jest jej żle, ale też i pomóc
sobie nie da i ciągle oczekuje aby się nią ktoś zajmował, ale sama
towarzystwa to nie szuka. My mamy przyjechać, ale jej się ruszyć do
nas nie chce (ona ma czas na emeryturze na podróże - my w pracy i
padamy na twarz po 550 km w 1 stronę)
Przeraza mnie to co przeczytałam, nie chciałabym nigdy w zyciu aby
mi sie ktos z bliskich w taką depresję wpędził, ale co zorbić,
mieszkamy od siebie dość daleko. Z drugiej strony - pewnie się tu
zaraz oburzą - mieszkanie z ludzmi starszymi nie jest proste, mają
oni swoje dziwactwa, to im chodzenie po domu przeszkadza, to ciszy
chcą wczesnym wieczorem (jak sie z pracy przyjdzie - to co - od razu
do łóżka?) to dzieci zawadzają bo hałasuja.. to wymaga pracy z obu
stron, a wcale nie jest łatwe. Moi rodzice mieszkali prawie "na
kupie" ze swoimi, czyli z dziadkami, i dobrze pamiętam jak "utruci"
byli pzez wiele lat, umęczeni cudzymi sprawami o których ciągle
musieli słuchac, rozwiązywać nie swoje problemy, uspokajać urojone
lęki, znosic układanie im na siłę szczęśliwego zycia - a w efekcie
bardzo załują tego że sie na to zgodzili. Mnie zycia nie układali,
ale za to jestem dość daleko i "kocham na odległość" "przez telefon,
skype"... nie wiem co będzie jesli któreś dotknie naprawde cieżka
choroba. Nie jestem w stanie przestać pracować by stać sie
pełnoetetową pielęgniarka, nigdy tez nie miałam do tego powołania z
natury, ani też przygotowania merytorycznego. Oczekiwanie takich
zachowań od zwyklego człowieka jest moim osobistym zdaniem absurdem,
oglądałam to i braam w tym udział majac naście lat, najpierw gdy
odchodziła babcia, potem gdy dziadek. Dziadek umarł przy mnie, gdy
byłam z nim sama. Dobry Boze - oszczędz mi juz takich przeżyc.
naprawdę. Gębowac jest bardzo łatwo na kazdy temat.
Mnie osobiście strasznie wkurza to że z ludzi po 50 roku życia robi
sie u nas niedołeznych emerytów, na zachodzie jakoś i mózg i
kończyny maja sprawne, pracują, cieszą się życiem i nawet jesli coś
im dolega (nie śmiertelna choroba) to zajmują sie sobą i cieszą ze
maja spokój z dziecmi, a czasem frajdę z wnuków. Nie oczekują
obsługi, choć to fakt, że części z nich tez brakuje na zycie, nie w
kazdym kraju jak już ktos dożyje tej emerytury - to ma kokosowo,
nie. Anie w hiszpanii, ani we włoszech..
Pomaganie naszym rodzicom finansowo stało sie dla nas faktem..coż
zrobić, ich pieniądze z ZUS przebimbali na fabryki i huty, w których
jakoś przy prywatyzacji nie dostali udziału, nasze pieniąze teraz
przejadaja emeryci i rencisci, oraz bezrobotni - w bardzo dużej
mierze jak wszyscy wiemy - lewi. Ilez to osób ma renty i zasiłki na
krzywy ryj, nawet w naszej rodzinie... taki mamy kraj.
Kochajmy swoich bliskich na ile tylko można, bo zycie bez miłosci
jest nie do zniesienia - to fakt niezmienny bez względu na wiek.
Jedyne co można, jeśli ktoś da radę, to gromadzić sobie powolutku
fundusze na przyszłość, z ominieciech tych wstretnych 3,5 filarów,
funduszy inwestycyjnych itp. Bo za kazdym razem jak bedzie kryzys to
wszystkie zyski w nich szlag trafia. To tyle, pozdrawiam wszystkich -
i tych co patrzą i widzą - co się dzieje.. i tych co sedna nie
dostrzegają..
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: Konsekwencje zwiazku na odległość - autopsja
Cześć Aneto, Dzięki za odpowiedz. Widze ze że jesteś w podobnej
sytuacji no może nie do końca .
Na początku byłem zachłyśnięty tym krajem pracą możliwościami. W
sumie to cała decyzje o wyjeździe podjąłem samodzielnie bez
konsultacji z drugą osoba (wiem teraz że tak nie można), jeśli jest
się w związku wcześniej tego nie widziałem z przykrością to pisze.
Pyzatym moje myślenie było takie że myślałem sobie że wszystko się
jakoś ułoży że dziewczyna przyjedzie do mnie i będziemy sobie życie
układali na obczyźnie. Wiesz przyjechała do mnie tzn. znalazła prace
w zawodzie ale w innym miejscu niż ja pracowałem wiec znów byliśmy
na odległość ale była możliwość widywania się w weekendy pyzatym tu
ja zawaliłem nie zawsze się w te weekendy widywaliśmy bo przecież za
daleko są telefony to takie moje chłopskie myślenie głupkowate.
Później po 3 miesiącach jej pobytu dziewczyna złapała depresje z
powodu braku znajomych rodziny i mnie przede wszystkim i wróciła na
stałe czego ja nie rozumiałem jej decyzji bo tu miałem prace dobrze
zarabiałem itp. nie rozumiałem co to depresja do chwili obecnej. I
od tej chwili zaczęliśmy żyć na odległość ,telefony, skype, gg, .
Raz w miesiącu się widywaliśmy ja byłem świecie przekonany że to
wystarczy że tak można ale się przeliczyłem. W między czasie kiedy
się zaręczyliśmy postanowiliśmy kupić wspólne mieszkanie i
oczywiście znowu się tu nie popisałem. Mieliśmy ustną umowę przed
podpisaniem umowy na zakup mieszkania że zostaje tylko do 2007 roku
do grudnia ale w dzień przed podpisaniem umowy ja powiedziałem że
skoro je kupujemy to ja tu jeszcze zostanę żeby spłacić mieszanie i
wtedy narzeczona się zdenerwowała i zerwała zaręczyny. Po raz
pierwszy wtedy już wylądowałem u psychiatry. Powiem że było ciężko
dochodziliśmy do siebie przez jakieś 3 miesiące. Po tym czasie znowu
małymi kroczkami szliśmy razem do przodu daliśmy sobie szanse ja nie
starałem się nie naciskać ze ślubem w sumie to w listopadzie 2007
roku dziewczyna sama zaproponowała żebyśmy się pobrali skakałem z
radości jak małe dziecko o niczym innym nie myślałem. Byliśmy razem
u księdza, załatwiliśmy sale i termin. W grudniu po świętach coś w
narzeczonej pękło…. Miłość zgasła. Strasznie do tej pory to
przeżywam oczywiście znowu psychiatra, psycholog, leki, nie mogę się
z tym pogodzić że przez własną ambicje, głupotę, egoizm straciłem to
co się okazało że jest najważniejsze w życiu MIŁOŚĆ. Nie potrafię
sobie wybaczyć, spojrzeć w lustro, codziennie rano się budzę i myślę
sobie że to tylko zły sen. Pyzatym teraz po ponad 2 latach wracam do
Polski bo straciłem motywacje mojego życia i co najdziwniejsze myślę
sobie że gdyby tego dziewczyna nie urwała to bym tkwił cały czas w
tym samym a raczej brnął bym dalej w ślepą uliczkę i żylibyśmy na
odległość. Dziękuję jej za to że otworzyła mi oczy i uświadomiła co
w życiu jest ważne choć w tak brutalny sposób – ale zasłużyłem na
to. Myślę że to największa lekcja życia do tej pory jaką dostałem
tylko szkoda że taką cenę za to zapłaciłem. Wiem że już nigdy nie
zrezygnuje z miłości jeśli kiedykolwiek dostane szanse od Boga.
Wiesz teraz już rozumiem czemu się tak stało i nie czuje żalu złości
do dziewczyny miała racje że tak postąpiła ja już nie mogę nic
zrobić w tej sprawie wiem że przestała mnie kochać i jeśli
kiedykolwiek znowu moglibyśmy być razem to uczucie musiało by
wykiełkować na nowo ale to chyba jest nie możliwe. Ta lekcja
nauczyła i pozwoliła zrozumieć na czym polega miłość, związek dwojga
ludzi i na pewno nie jest to zarabianie pieniędzy tylko cieszenie
się sobą i bycie razem wiem że można tego nie zrozumieć i pewnie co
niektórzy tego nie zrozumieją bo sam tego nie rozumiałem ale jeśli
jest to miłość życia to człowiek zmienia myślenie nawet po fakcie..
Wiem że zabiłem tą miłość bo o nią nie dbałem, nie pielęgnowałem
niestety nie wiedziałem tego co teraz już wiem. Żałuję za to co
zrobiłem i przeszedłem ogromną metamorfozę w takim krótkim czasie i
wiem że teraz jestem innym człowiekiem.
Jedyne co teraz mogę zrobić to :
,,kochać, to pozwolić komuś odejść, jeżeli ta druga strona tego
pragnie, bo w prawdziwej miłości liczy się szczęście drugiej osoby.
Nie czyń drugiego człowieka swoją własnością, ta druga polowa ma być
Twoim przyjacielem i towarzyszem na resztę życia, ale nigdy
własnością,, to napisała mi koleżanka.
Jeśli macie jakieś pomysły, uwagi to proszę piszcie potrzebuje teraz
waszego wsparcia.
Obejrzyj resztę wiadomości
Temat: Jezu, to chyba sie stało...
Jezu, to chyba sie stało... Cześć dziewczyny,
sama juz nie wiem co o tym myśleć,dlatego prosiłabym
abyście "chłodnym" okiem oceniły sytuację i może coś poradziły...
4 miesiące temu poznałam faceta, zaiskrzyło między nami.Oboje jednak
podchodziliśmy do tej znajomości bardzo ostrożnie, bez żadnych
deklaracji, obietnic itp.Spotykalismy się zazwyczaj co drugi
weekend,wtedy kiedy mój synek spędzał czas ze swoim
tatą.Postanowiłam bowiem,że dopóki nie przekonam się,że ta znajomość
to coś poważnego, nie będę nic mówić dziecku (5,5 roku).To chyba
rozsądne...
Oboje jestesmy po przejściach, oboje mamy dzieci, ja mieszkam w
Wawie, on 30 km dalej.Na początku bylo świetnie- ja traktowałam to
wszystko tak troche na luzie, wychodząc z założenia że czas
pokaże..On przyznawał mi rację.Spędzaliśmy razem wspaniałe
chwile,kiedy byliśmy razem nic innego sie nie liczyło.
A po upojnym weekendzie On wracał do swojego życia , a ja do
swojego.I tak było dobrze.Dodam ,że oboje prowadzimy bardzo
intensywne życie zawodowe, ja dodatkowo jeszcze torszczę się o
mojego synka, prowadzę dom itd.A więc naturalnym jest,że w ciągu
tygodnia jedyną formą naszych konatktów było gg, telefon, skype.
No i fajnie, wszystko cacy tylko...coś mi zaczęło przeszkadzać.
Np. wysłałam do niego smsa,zero reakcji z jego strony.Chciałam z nim
poklikac na gg czy skypie-nieobecny( i to nawet przez półtora
tygodnia).Żadnego telefonu, żadnej informacji.A więc, myślę sobie,
sprawa jasna:panu przeszło.Aż tu nagle pojawia się- mnie przechodzą
natychmiast wszystkie żalę i smutki- miły i sympatyczny, pyta co
słychać, jak sie czuje,mówi że tęskni...i znowu sie spotykamy, ja
jestem szczęśliwa, i ON też.Widzę to w Jego oczach, w Jego czułych
gestach, w Jego zachowaniu...widzę to i wiem,że się nie mylę,że nie
wyobrażam sobie niczego,że On naprawdę traktuje mnie poważne...no
kurczę, nie moge się mylić..bo czuję to, niemalże całą
sobą.Wprawdzie On niewiele mówi o uczuciach,ale ja też nie jestem
wylewna...choć w środku się gotuje...ale wiem,że to jeszcze za
wcześnie, że to tylko 4 m-ce i nie wiadomo czy to tylko zauroczenie
i pożądanie czy może coś jeszcze...trzeba czekać...czekamy:i ja ,i
ON.
I sytuacja znowu i znowu sie powtarza- ja wysyłam jakiegoś smsa, On
zero reakcji.Próbuje złapać Go na gg-użytkownik niedostępny.
Potem znowu jakimś trafem się komunikujemy, spotykamy się....itd,
itd.
I w zasadzie gdzie tu problem,zapytacie? No,jest problem...bo mnie
to zaczęło boleć,że On nie odpowiada na moje smski,że nie
zadzwoni,że to raczej ja szukam kontaktu z nim, niz odwrotnie...
Ja chyba oszalałam....a było tak fajnie ...luźny,nic-nie-znaczący
związek...no i chyba...stało się...zakochałam się...Jezuuuuu...
To straszne,bo ja nie wiem( a nie zapytam Go o to, honor mi nie
pozwala) czy On czuje to samo...
On wysyła mi sprzeczne komunikaty i stąd ten mętlik w mojej
głowie...jestesmy razem i wtedy wiem,że jestem najważniejsza dla
niego, powiedział mi nawet,że chaciałby zatrzymać czas kiedy jestem
obok niego...patrzy na mnie tak, jak tylko potrafi patrzeć zakochany
facet...pod wpływem tego wzroku czuję się taka...taka
sexi,piękna,pożądana...
A potem rozstajemy się... resztę juz znacie.
Wiem co mi powiecie,że powinnam z nim pogadać...ale boję
się...zranienia, odrzucenia,wyjścia na idiotkę...poza tym ta moja
cholerna ambicja...że to nie ja pierwsza powinnam pokazać że nie
trkatuje juz tej znajomości jak na początku...
Czy jest jakieś dobre wyjście tej sytuacji?Co byście zrobiły na moim
miejscu? A może sama siebie oszukuję,bo tak bardzo nie chciałabym
sie znowu sparzyć...?
Pozdrawiam,Bet.
Obejrzyj resztę wiadomości
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plraju.pev.pl
Strona 2 z 2 • Wyszukiwarka znalazła 103 postów • 1, 2
|
|
Cytat |
Do polowania na pchły i męża nie trzeba mieć karty myśliwskiej. Zygmunt Fijas Tylko poeci i kobiety potrafią wydawać pieniądze tak, jak na to zasługują. Facilius oppresseris quam revocaveris (ingenia studiaque) - (talenta i nauki) łatwiej można stłumić, niż do życia przywrócić. Fakt podstawowy, że jesteśmy życiem, które chce żyć - uświadamiamy sobie w każdym momencie naszego istnienia. Albert Schweizer Da mihi factum, dabo tibi ius - udowodnij fakt, a ja ci wskażę prawo.
|
|